Według pierwotnych założeń rozpoczęty 9 grudnia 1940 roku atak brytyjski na pozycje włoskie w zachodnim Egipcie miał być co najwyżej pięciodniowym rajdem nękającym. Jednak już po trzech dniach walki widać było, że można osiągnąć coś więcej, a mianowicie ścigać zaskoczonego nieprzyjaciela również na terenie Libii. Gdyby Wavell lub 0’Connor zawahali się, Włosi mogliby zebrać siły.
Kontynuowanie natarcia mimo nieprzygotowania Western Desert Force do dłuższej kampanii było śmiałym posunięciem. Przyniosło w efekcie sukces o znaczeniu strategicznym i pokazało państwom Osi, że Brytyjczycy zdecydowani są walczyć o hegemonię w Afryce Północnej.
Jednak po przybyciu do Afryki Północnej generała Rommla nastąpił dramatyczny zwrot sytuacji.
Popperfoto
▲ Żołnierze brytyjscy oglądają porzuconą przez Włochów tankietkę L3/35, Libia, 1941 rok.
Małe, słabo opancerzone, L3/35 nie odegrały większej roli podczas kampanii.
▼ Włoscy Bersaglieri z charakterystycznymi piórami na hełmach, Libia, 1940 r.
W skalistym, pokrytym drobną roślinnością terenie motocykle spisywały się bardzo dobrze.
Creagh miał do pokonania 240 km, nie było więc ani chwili do stracenia. 4 lutego o godz. 8.30, 50 czołgów i 95 lekkich czołgów rozpoznawczych 4. i 7. Brygady Pancernej, 2. Batalion King's Royal Rifle Corps i działa wyruszyły w stronę Beda Fomm.
Zapasy żywności mogły im starczyć zaledwie na dwa dni, benzyna
— na podróż tylko w jedną stronę. Zabrali tyle amunicji, ile mogli pomieścić w pojazdach. Kolumnę otwierały dwa szwadrony 11. Pułku Huzarów oraz szwadron Królewskiej Dragonów Gwardii.
W południe dowództwo korpusu poinformowało Creagha, że Włosi znajdują się już na południe od Ben-gazi. Creagh przestraszył się, iż mogą go oni uprzedzić w Beda Fomm. Dlatego postanowił wysłać naprzód szybsze od czołgów pojazdy kołowe. Była to decyzja błędna: stracono w ten sposób cenne godziny na zebranie grupy, którą miał dowodzić ppłk John Coombe z 11. Pułku Huzarów. Jako osłonę otrzymała ona samochody pancerne.
O północy ludzie Coombe’a zatrzymali się na kilka godzin. Zjedli gorący posiłek, wypili herbatę; kto mógł, przespał się trochę. Z nastaniem świtu wznowili jazdę.
Włosi w potrzasku Mniej więcej w południe samochody pancerne pierwsze osiągnęły drogę nadbrzeżną pod Sidi Saleh, około 16 km na południe od Beda Fomm. Droga była jeszcze pusta. Coombe przygotował swą małą, 600-osobową grupę do walki.
Brytyjczycy czekali na Włochów tylko pół godziny. Ich oczom ukazała się czołowa kolumna: ok. 5000 żołnierzy i grupki cywilów. Włosi nie spodziewali się ataku z tej strony. Oglądali się ciągle na napierających na nich od północnego wschodu Australijczyków. Ludzie Coombe’a otworzyli ogień.
Pragnąc za wszelką cenę przedrzeć się do zbawczej Trypolitanii, Włosi niezwłocznie przegrupowali swe siły i runęli na pozycje Coom-be’a. Trzy razy zmasowane ataki załamywały się w ogniu piechoty i artylerii. Huzarzy uniemożliwiali jakiekolwiek próby obejścia stanowisk brytyjskich. Duże grupy Włochów poddawały się, przysparzając ludziom Coombe’a nieoczekiwanych problemów - część żołnierzy musiała zostać oddelegowana do pilnowania jeńców.
O zmierzchu do drogi dotarły czołgi Creagha. Pokonały 272 kilometry w rekordowym jak na broń pancerną czasie 33 godzin. Był to wyczyn zdumiewający biorąc pod uwagę specyfikę pokonanego terenu oraz stan techniczny wozów.
Czołgi włączyły się do walki niemal z marszu. Wydając złowieszcze odgłosy, wypełzły raptem spod chmur kurzu wśród zapadających ciemności. Następne grupy Wło-
109