28
zawsze włączonej w dynamikę politycznych relacji grupowych) własnemu doświadczeniu. Tożsamość jest zatem tożsamością społeczną — nawet w warstwach określanych mianem tożsamości indywidualnej. Jakkolwiek spójność naszego doświadczenia zdaje się bowiem stanowić następstwo praktyki nazywania, ma charakter językowy, jest konstruktem uzgadniającym naszą pamięć z przestrzenią teraźniejszości. W takiej perspektywie, inspirowanej poglądami J. Lacana1, zaciera się granica między semiotyką i psychoanalizą. Tożsamość indywidualna, będąca podstawą poczucia trwania i zasadniczej niezmienności osoby (toż-samość, tako-samość) stanowi konstrukt językowy tak samo, jak społeczna tożsamość jednostki, jak jej grupowa samoidentyfikacja. Z tego zlania się perspektyw wynika z jednej strony to, że procesy nieświadomości można poddawać analizie semiotycznej, z drugiej zaś to, że społeczna identyfikacja może być uznana za proces przebiegający ze znacznym udziałem nieświadomości. Szczególnie ta druga kwestia zdaje się mieć doniosłe konsekwencje. Nasze zabiegi identyfikacyjne przebiegające w warstwie językowej mogą mieć bowiem inną niż przez nas uświadamiana dynamikę.
Struktura znaczeń kodowanych w języku stanowi korelat doświadczenia społecznego: z jednej strony odzwierciedla, z drugiej projektuje relaq'e dominacji i podporządkowania wpisane w tkanki życia zbiorowego. Poststrukturalna analiza znaczeń ujawnia dualny, binarny charakter opozycji definiujących powiązane ze sobą pojęcia. Dobre jest określane przez nieobecność złego, proste — krzywego, męskie — żeńskiego. To dość oczywista cecha kategoryzacji pojęciowych. Pojawia się tu jednak pewne istotne uzupełnienie. Głównie dzięki analizom Derridy, które wyrwały nasze rozumienie znaczeń ze sfery „czystej językowości” i prostej reprezentacyjności, otwierając je na zachodzące w otoczeniu społecznym artykulaq‘e polityczne, dostrzeżono, że znaczenia wiążą się także z pozycją kategorii w każdej z par pojęć. Zwykle jest tak, że niejako odruchowo na pierwszym miejscu stawiamy te pojęcia, które mają „mocne”, pozytywne konotaqe. Te pojęcia bowiem — tu już włączamy kontekst psychoanalityczny — nauczyliśmy się rozpoznawać jako pożądane, jako zapewniające nam społeczną akceptację, mówiąc inaczej, odzwierciedlają one dominujące dyskursy konstruowania podmiotowości, edukacji i soq'alizacji. Na drugim miejscu znajdują się pojęcia „nie chciane”, słabsze, pożądane o tyle jedynie, że jako uzupełnienia, suplementy, stwarzają kontekst definicyjny dla tych pierwszych. Konstruując własną identyfikaq'ę posługujemy się głównie tymi kategoriami, które wdrukowały się w naszą świadomość jako „pozytywne”. Poza szczególnymi przypadkami konstruowania tożsamości negatywnej, chcemy być bowiem silni i akceptowani, chcemy znaleźć się w obszarze dominującej wizji świata. Dla całej problematyki życia społecznego natomiast równie ważny jak owo pozytywne dążenie jednostek do akceptacji i mocy okazuje się być negatywny aspekt tego procesu, jego cień, „minus”, nieistnienie wpisane w procesy identyfikacyjne3. Oto bowiem konstruując siebie — stwarzamy też puste miejsce, wyposażone w odpowiedni repertuar pojęć, będące negatywem naszej tożsamości. Stwarzając obraz , ja” wydzielamy miejsce na jego zaprzeczenie, rezerwujemy zestaw kategorii na opisanie jakiegoś potencjalnego „nie-ja”. Ta odwrócona osoba, tożsamość Innego, czeka spokojnie w niszy niewypowie-dzenia, w sferze nieświadomości tak długo, jak długo nasza pozytywna tożsamość znajduje ugruntowanie i akceptację w życiu społecznym, jak długo nasze ja prywatne ma szansę uzgodnienia z ja społecznym. W momencie zakłócenia tej symbiozy, w momencie anomijnego kryzysu tożsamości, pojawia się pytanie „dlaczego”: dlaczego nie jesteśmy akceptowani? Dlaczego nie odnajdujemy swojego miejsca, dlaczego nie możemy „wrócić do domu”? Zaczynamy podejrzewać, że nie dość jesteśmy jednoznaczni, że nie dość „tutejsi”, że coś musiało zakłócić nasz wizerunek w otoczeniu ^Uruchamiamy mechanizm odróżnicowywania, zaczynamy jasno określać swoje granice, wyraźnie zaznaczać swoje terytorium: zaczynamy jasno stawiać kwestię naszej niepowtarzalnej spójności, czystości wewnętrznej identyfikacji. Szukamy w otoczeniu wszystkiego, co wyśnionej jednoznaczności mogłoby zaszkodzić. Szukamy Innego w swoim domu, w swoim najbliższym otoczeniu. Zwykle go znajdujemy, bo sprawa jest niezmiernie prosta: z góry już wiemy, jaki jest Inny. Jest on po prostu cieniem, brakiem, nieistnieniem, zaprzeczeniem mnie, jakiego pożądam. Jest moim przeciwieństwem. Teraz trzeba tylko znaleźć kogoś, kto w widoczny sposób jest ode mnie odmienny, i kto zarazem tę odmienność próbuje ukryć w zwodniczym przebraniu identyczności, przynależności. Zasymilowany Żyd, innowierca, tajny agent, przechrzta, przybysz z daleka, podrzutek niewiadomego pochodzenia, kaleka, nosiciel chroby: swoi, którzy ukrywają swoją odmienność stają się najgroźniejszymi wrogamiJ Najgroźniejszymi — bowiem podważają fundamenty naszej społecznej egzystencji, podważają naczelną zasadę naszej identyfikagi przez zacieranie oznak przynależności. Z góry wiemy, jacy są naprawdę — są Inni, są zaprzeczeniem, odwróceniem, przemieszczeniem naszej wykreowanej tożsamości, z którą tak silnie powiązaliśmy nadzieje na społeczną akceptację. Nie pytamy więc ich o nic, unikamy rozmowy, negujemy wszystko, co mogłoby upodobnić ich do nas. Nasze dążenie do pewności, do jednoznacznej identyfikaq'i tożsamości, potrzebuje Innych przechowywanych na marginesie społeczności, przechowywanych na ofiarę...
3 Tożsamość zawsze zakłada różnicę. Bhabha pisze na ten temat „Problem artykulacji różnicy kulturowej nie jest problemem swobodnego, pragmatycznego pluralizmu albo wielorakiej różnorodności; jest to problem nie-jedności, ‘minusa’ w pochodzeniu i powtórzeniu kulturowych znaków, w zdwojeniu, które nigdy nie zostanie przekroczone w podobieństwo”. ‘Race’, Time..., s. 204.
J. Lacan, The Four Fundamental Concepts of Psycho-analysis. Edited by J.—A. Miller. Translated by A. Sheridan. New York and London: W. W. Norton & Co. 1981.