mentowi do głowy za pomocą reklamy jarzącej się tysiącem żarówek, za pośrednictwem radia oraz całych stron gazet i magazynów, jak gdyby była ona objawieniem, które odwróci bieg świata, a nie iluzoryczną wielkością niestanowiącą żadnej rzeczywistej różnicy nawet dla nałogowego palacza. Ludzie potrafią czytać między wierszami to obwieszczenie potęgi. Rozumieją je i dostosowują się.
W narodowosocjalistycznych Niemczech różne konkurujące ze sobą siły ekonomiczne, nie zważając na dzielące je powierzchowne różnice, utworzyły - pod płaszczykiem „wspólnoty narodowej” - wspólny front przeciwko narodowi. Ponieważ jednak naród ustawicznie poddawano zmasowanej propagandzie, był on skłonny do biernego przystosowania się do nowych stosunków władzy, gotów przystać na taką jedynie postawę, która ułatwiała funkcjonowanie w ramach istniejących stosunków. Zanim Niemcy przywykli do obchodzenia się bez politycznej niezależności, nauczyli się traktować formę rządów jako tylko jeszcze jeden wzór, do którego musieli się dostosować, tak jak dostosowywali swe reakcje do maszyny w warsztacie czy do zasad ruchu drogowego. Jak wspomniano, konieczność adaptacji istniała także w przeszłości; różnica polega na skwapliwości, z jaką się dziś doszlusowuje do kolektywu, na stopniu, w jakim taka postawa rzutuje na całe życie człowieka i zmienia charakter zdobytej wolności. Najważniejsze jest to, że ludzie współcześni poddają się temu procesowi nie jak dziecko, które z natury odnosi się ufnie do autorytetu, lecz jak dorosły, który wyzbywa się zdobytej już indywidualności. Zwycięstwo cywilizacji jest totalne i dlatego nie może być prawdziwe. Stąd też w naszych czasach adaptacja łączy się z pewną dozą resentymentu i tłumionej wściekłości.
W kwestiach duchowych człowiek współczesny nie jest tak obłudny jak jego dziewiętnastowieczni przodkowie, którzy materia-listyczne praktyki społeczeństwa tuszowali za pomocą pobożnych frazesów o idealizmie. Dzisiaj nikogo już taka obłuda nie zwiedzie, nie dlatego, że sprzeczność między szumnymi frazesami i rzeczywistością znikła. Została ona tylko zinstytucjonalizowana. Obłuda stała się cyniczna, już nie oczekuje, że ktoś jej uwierzy. Ten sam głos, który wygłasza kazania na temat wzniosłych rzeczy, takich jak sztuka, przyjaźń czy religia, zaleca słuchaczom określony gatunek mydła. Broszury pouczające, jak doskonalić się w sztuce krasomówczej, jak rozumieć muzykę, jak osiągnąć zbawienie, pisane są takim samym stylem, jak te, które zachwalają środki przeczyszczające. W rzeczywistości jedne i drugie są najpewniej tworem jakiegoś obrotnego pismaka. W systemie wysoko rozwiniętego podziału pracy słowo stało się narzędziem, które technicy stosują w służbie przemysłu. Pretendent do roli pisarza może udać się do szkoły i wyuczyć się rozmaitych kombinacji, które dają się stosować według listy odpowiednio spreparowanych fabuł. Schematy te zostały w określonym zakresie skoordynowane z wymogami innych agentur kultury masowej, zwłaszcza przemysłu filmowego. Powieść pisze się z myślą o możliwościach sfilmowania j ej, tak j ak komponuje się symfonię czy układa wiersz, mając na względzie ich wartość propagandową. W przeszłości sztuka, literatura i filozofia dążyły do wyrażenia znaczenia rzeczy i życia, miały być głosem tego wszystkiego, co jest nieme, dać przyrodzie sposobność do uzewnętrznienia jej cierpienia lub, jak moglibyśmy powiedzieć, nazwać rzeczywistość jej właściwym imieniem. Dziś odebrano przyrodzie mowę. Kiedyś wierzono, że każda wypowiedź, każde słowo, każdy krzyk i każdy gest mają immanentne znaczenie; dzisiaj chodzi już tylko o sam przebieg zdarzeń.
Opowieść o chłopcu, który spoglądając w niebo, zapytał: „Tato, co reklamuje księżyc?”, jest alegorią stosunku człowieka do przyrody w epoce sformalizowanego rozumu. Z jednej .strony przyroda została pozbawiona wszelkiej wewnętrznej warfbści i sensu. Z drugiej - człowiek postradał wszelkie cele poza samozachowa-niem. Wszystko, co znajduje się w jego zasięgu, stara się uczynić środkiem do tego celu. Każde słowo czy każde zdanie, które odsyła do innych zależności niż pragmatyczne, jest podejrzane. Gdy zachęca się kogoś, by podziwiał jakąś rzecz, respektował jakieś uczucie czy postawę, kochał jakąś osobę ze względu na nią samą wietrzy on w tym sentymentalizm i podejrzewa, że robią z niego durnia lub usiłują mu coś sprzedać. I chociaż ludzie nie pytają co reklamuje księżyc, skłonni są myśleć o nim w kategoriach balistyki lub kosmicznego dystansu, który trzeba pokonać.
Totalna transformacja świata w uniwersum, w którym liczą się bardziej środki niż cele, samajestnastępstwemhistorycznego rozwoju metod produkcji. W miarę jak produkcja materialna i społeczna