ROZMOWY Z DIABŁEM
mógł, Snadź jednak szatan, w kłamstwie zatwardziały, wyznać prawdy Urbanowi, słudze swojemu, nie pozwołił; zapierał się bowiem magik i, choć wszystkimi dowodami przekonany, nie przyznał, iżby z diabłem obcowała złego ducha na mniszki nasłał, a jeno wyznał cynicznie, że traktat sporządził bezecny przeciwko bezżeństwu kapłanów, który też w rękopiśmie u niego był znaleziony. Podlegał tedy magik dalej kwestii ordynaryjnej i ekstraordynaryjnej, a sędziowie, by go do opamiętania przywieść i przez skruchę nadzieję na żywot wieczny otworzyć, kości mu kazali ściskać na nogach - mocno snadż, bo szpik na wierzch obficie wypływał. Ale nie masz lekarstwa na upór diabelski, i nie pokazał czarci najmita chrześcijańskiej skruchy, ani łez nie przelał, choć go z miłością pobożni sędziowie upominali.
Wszystkie też były dowody zebrane przeciw Urbanowi od opętanych mniszek, co je egzorcyści badali. Znak to bowiem opętania widomy - nieznajomą mową mówić; jakoż Matka Joanna biegle po łacinie odpowiadała. A słuchać tu nie będziemy gorszącej mowy bezbożnika, co powiada, iż Matka Joanna po łacinie od dziecka była uczona, a gdy ją na spotkaniu Urban po grecku zapytał, odpowiedzieć nie potrafiła; wiadomo przecie, ile niegodziwości wrogowie Kościoła nie wymyślą, byle swoich bronić. A zresztą, bywają demony, co od wieśniaków są głupsze, jak sam Ojciec Laktancjusz przyświadczył. Że zakonnice padły ofiarą diabelskiego opętania, najoczywiściej i stąd się okazuje, jak powiada świadek pobożny, że niemożebna to rzecz, aby dziewice z dobrych domów, edukowane i wychowane pobożnie, bez szału diabelskiego takimi blumierstwami i taką ohydą w stówach zionąć mogły, iż żadne pióro powtórzyć tego nie zdoła - a przecie publicznie w miejscu poświęcanym wykrzykiwały one sprośności niesłychane i bezwstydne, konwulsjami okropnymi miotane, a ciała w skrętach się wiły takich, że żadna przyrodzona umiejętność dokazać sztuk takich nie potrafi; niepodobna także pomyśleć, by grzech tak straszny na duszę swoją wziąć dobrowolnie chciały - człowieka niewinnego na śmierć doprowadzić; i stąd jeszcze, dodaje ów świadek, opętanie diabelskie jasno się okazuje, że sam król i sam kardynał, „k fremiere intelligence de 1’Etaf-, w opętanie nie wątpili, a byłoby wszakże zbrodnią straszliwą mniemać, iż ci dwaj mylić się mogli. Owszem, ogłosił niegodziwiec jakiś książeczkę podłą, W której winie Urbana bezczelnie zaprzecza, opowiadając kłamliwie, że siostra Agnieszka, siostra Klara i inne jeszcze zeznały, iż opętane zgoła nie były, a ojciec Lak-tancjusz i Ojciec Mignon podmówili je do fałszywego świadectwa i że pan de Laubardemont zakazał te zeznania do protokołów sądowych wpisywać; łże, powiadam, a jeśli nawet tak było, to tylko nowa sztuczka diabelska opętane mniszki zwiodła; łże również, że Matka przeorysza jedna umiała konwulsje pokazywać i ją zawsze na pokaz wystawiali, kiedy gość jaki przyjeżdżał egżorcyzmy oglądać. Ale sam sobie ten oszczerca kłam zadaje, bo na książeczce swojej nikczemnej ze wstydu snadz imienia swego nie podał, ani miasta, gdzie była wydana; a i drukarz bezbożny imię zataił, z czego widać, że obaj kłamstwa swoje znając bali się ludziom poczciwym na oczy pokazać.
A jaka to siła przewrotności czarciej w Urbanie tkwiła, łatwo się pokazuje stąd, że nawet w areszcie
101