ROZMOWY Z DIABŁEM
4. Egzorcysta od diabla prześladowany.
Konkluzja
Aliści, jako się rzekło, w pomście okrutnej za ciosy, które im zadał, obsiadły teraz demony, z ciała Matki Joanny wygonione, duszę Ojca Surin i przez lat dwadzieścia takie mu zadawały katusze, iż ludzkim językiem niepodobna wyrazie. Tak to nową wojnę z diabłami rozpocząć musiał, z której potem, kiedy już z łaski boskiej zdrowie odzyskał, kroniki spisał. Dziwne i nie do wiary byty to rzeczy, jakie z nim demony wyczyniały, a najwięcej Lewiatan, wróg główny Ducha świętego. Mowę mu porażały i myśli plątały i tak mu się w duszę wczepiły, że choć świadom został, to przecie jakby drugie ja - wedle tego, co mówi - w nim zrobiły, które ciałem i organami wszystkimi owładło, kiedy pierwsze i prawdziwe ja bezsilnie na wybryki tego nowego spoglądać musiało.
Już to myśli i sentymenty diabły mu nasyłały takie, że nieraz wstyd wyznać. Uwierzył Ojciec, że bez nadziei jest potępiony przez Boga, i rozpaczągo to przejęło niewysło-wioną, chociaż wiedział, że niejeden mąż bogobojny przed nim tych rzeczy doświadczał i opisał, j ak to Ludwik Blosius i Henryk Suso, i święty Jan od Krzyża, i święty Ignacy, i święta Teresa. Pokusy miał, by grzesznym samobójstwem żywot zakończyć, przez okno skakał, a nocami nóż na gardle trzymał. Ale nie dopuścił Bóg. Potem mu zadał demon nienawiść do Zbawiciela i zawiść straszliwa go zdjęła, że Jezus Chrystus, nie zaś on, do unii hipo-statycznej od Boga został wybrany. Heretyckie opadały go myśli: a to mniemał, jako Kalwin, że przez wiarę przybywa Jezus Chrystus w sakramencie Eucharystii, ciałem w hostii obecny nie będąc; a to znowu manichejska Kern
rezja go opętała, iż wszędy dwa principia - dobre i złe -upatrywał, nawet w mięsie, co je pożywał, Ale najgorsze ze wszystkich były pokusy nieczystości cielesnej, które z tak straszliwą siłą go dręczyły, iż z niczym to porównać się nie da. Doświadczył tych pokus i święty Paweł, jak w liście drugim do Koryntian zeznaje, a i Grzegorz z Naz-janzu już w starości bywał nimi dręczony. Mniemając się byc potępionym Ojciec Jan-Józef suponował, że powinnością jego jest zło wszełkie czynie, aby tak wolę Boga wypełnić, jak potępionym przystoi, jako że najgorszą zbrodnię w tym upatrywał, iżby dobro czynie, przez Boga odrzuconym będąc; „najstraszliwsza moja zbrodnia -powiada - w tym się zasadzała, iż nadzieję jeszcze żywiłem i dobro próbowałem czynie". A pochodziło to stąd, że słowa potępienia bez nadziei, jakie w uchu demona rozbrzmiewają bez przerwy, w duszę opętanego padają, kiedy się z nią duch diabelski zjednoczy. Osobliwe przy tym wszystkim rzeczy się działy. Kiedy raz na tydzień Ojciec koszulę zmieniał, tak straszne mu to męki sprawiało, iż całą noc z soboty na niedzielę na tym trawił, a już od czwartku ze strachu dygotał.
lata minęły, zanim ustały te wszystkie katusze. Ale zdawał się Ojciec we wszystkim na Boga, nic bez pomocy jego nie czyniąc i własne duszy czynności zawieszając. Jakoż coraz silniej doświadczał w sobie operacji łaski nadprzyrodzonej, co go od demonów uwalniała. Smak Boga, jako powiada, tak doświadczał, jak się smak dyni albo muszkatu czuje. Miłość niewysłowiona do Zbawiciela i jego Matki Przeczystej go napełniała, iż nie inaczej, jeno „mamo” i „papo” do nich mawiał. 1 nie tak czynił jako jeden, imieniem Jan Labadie, co w tym czasie w zakonie będąc łask nadzwyczajnych doświad-
115