PYTANIA I ODPOWIEDZI1
Rozmowa odtworzona na poniższych stronach - z małymi modyfikacjami, które nie naruszają jej improwizowanego charakteru -odbyła się w jednej z sal Uniwersytetu w Leydzie przy okazji uroczystości obchodzonych w marcu 1975 w związku z 400-le-ciem powstania tego uniwersytetu. Zaproszony na uroczystość Emmanuel Lćvinas wziął również udział w spotkaniu, które miało miejsce 20 maja, i przez dwie godziny odpowiadał na pytania dotyczące jego esejów, zadawane mu przez holenderskich filozofów. Niektóre z tych pytań, ponumerowane i zapisane, przekazano mu w chwili otwierania sesji.
Profesor Andriaanse z Leydy był łaskaw zorganizować nagranie tego dialogu i czuwać nad jego przebiegiem. Wykorzystanie zapisu magnetofonowego dla potrzeb niniejszej książki stało się możliwe dzięki jego współpracy.
Improwizacja, nie pozwalająca na długi namysł, a więc zawierająca element przymusu, a zarazem pełna nieuniknionych dygresji, wprowadzających element swobody, stanowi chyba szczególny sposób ekspresji. Emmanuel Lćvinas, nie uchylając się od wzięcia odpowiedzialności za wypowiedziane słowa, przedkłada czytelnikom ten zapis swojego ustnego egzaminu.
DR T.C. FREDERIKSE: Chciałbym zapytać, czy w swojej filozofii nie osądza Pan zbyt surowo historii, co zapewne jest reakcją na filozofię historii Hegla, w której rzeczywista rola Innego zależy od jego miejsca w całości. Czy nie można by jednak osądzić historii w sposób bardziej pozytywny: jako otwarty rozwój wydarzeń, w którym Inny spotyka się ze mną na gruncie naszej wspólnej przeszłości i proponuje mi lub mnie zaprasza, bym razem z nim szedł w nową przyszłość? Mówiąc językiem gramatyki, czy nie jest prawdą, że wołacz ma rację bytu tylko wtedy, gdy przyznajemy prawo istnienia czasownikom w czasie przeszłym i przyszłym? Czytając Totaliłe et Injini, mam wrażenie, że twarz Innego wyłania się, by tak rzec, z nicości, co nadaje Pańskiej filozofii charakter widmowy.
E. LEYINAS: Powiada Pan, że w Totalite et Injini Inny pojawia się w sposób widmowy. Ale jeżeli Inny ma być uznany jako Inny, musimy go uznać niezależnie od jego cech. Gdyby tego nie było, tej szczególnej bezpośredniości -jest to nawet bezpośredniość par excellence, bo jedynie relacja z Innym ma wartość o tyle, o ile jest bezpośrednia -wszystkie moje pozostałe analizy zawisłyby w próżni. Relacja z Innym stałaby się jedną ze zwykłych, tematyzowal-nych relacji, które powstają między przedmiotami. Wydawało mi się, że zapomnienie o wszystkich „zachętach” do tematyzacji to jedyny sposób, aby Inny liczył się jako Inny.
Powiada Pan: w czystym wołaczu nie ma rozwoju wydarzeń. Nie sądzę, że twarz Innego, w ramach bezosobowej relacji, przemawia tylko w wołaczu. Tak mówi Buber. Zawsze starałem się opisać wydarzenie - to prawda, że formalnie, skoro utrzymamy w mocy wszystko, co powiedziałem przed chwilą o wykluczeniu cech charakteru, kondycji społecznej i predykatów w ogóle - które dzieje się w relacji z Innym. Warto zapamiętać trzy pojęcia. Przede wszystkim bliskość. Próbowałem określić ją inaczej, niż odwołując się do ograniczonej przestrzeni, dzielącej terminy, o których mówi się, że znajdują się blisko siebie. Od bliskości przestrzennej próbowałem przejść do idei odpowiedzialności za Innego, która jest „intrygą” znacznie bardziej złożoną niż prosty fakt mówienia „ty” albo wypowiadanie imienia. I próbowałem, patrząc poza odpowiedzialność lub w nią, sformułować bardzo dziwne pojęcie filozoficzne - pojęcie s u b s t y t u cj i, które stanowi ostateczny sens odpowiedzialności. Wydarzeniem ostatecznym nie jest tu j a w i e n i e się, chociaż w filozofii fenomenologicznej ostateczne wydarzenie musi się jawić. Tutaj, w mo-
10-0 Bogu...
Opublikowane po raz pierwszy w „Nouveau Commerce”, nr 36-37, wiosna 1977.