liPPPIBPilPPISfPfPPWBPP!
Tereso Nałęcz-jawecka
Wiktor P. żył dokładnie 65 lat. Z tego aż 45 poświęcił na zarabianie pieniędzy i pomnażanie majątku. Nigdy się nie lenił i nie narzekał, na nikogo nie zwalał odpowiedzialności za swój byt i stan portfela. Nie interesowały go rządy i priorytety, nie zajmowały dołki i górki rodzimej gospodarki. Bilans swojego stanu posiadania zamknął znakomicie prosperującymi szklarniami, wysokim kontem dewizowym, luksusowo wyposażonym domem, trzema samochodami oraz... trzema synami. Żona umarła po narodzinach najmłodszego potomka, a Wiktor P. nie miał ani czasu, ani ochoty ożenić się drugi raz.
Dwóch starszych synów wyemigrowało na Zachód, tam się urządzili i bogacili, powrotów do kraju nie planowali. Wiktor P. mieszkał i prowadził swój badylarski interes razem z najmłodszym synem, tak samo pracowitym jak on sam i tak samo przejętym pomnażaniem dochodów. Andrzej P. mógłby być prawdziwą dumą swojego ojca i jego największym sukcesem, gdyby nie jego — odbiegające od tradycyjnych . — upodobania. Otóż Andrzeja P., choć był młodzieńcem energicznym, przystojnym i atrakcyjnym fizycznie, nie interesowały kobiety tylko mężczyźni. Nie obnosił się z tym oficjalnie i nawet ojciec wolał o tym nie wiedzieć...
Wiktor P. marzył o synowej i oczywiście o wnuku. Przecież zdawał sobie sprawę, że tego całego majątku r. zabierze do grobu, a i pracowitość syna też musi mieć jakiś sens. Więc kiedy u Wiktora P. lekarze stwierdzili nieuleczalną chorobę i „obiecywali” najwyżej siedem miesięcy życia, wymógł on na trzydziestoletnim po-
nożliwe. Andrzej P. wymyślił bowiem, ze ożeni się z lmkolwiek, a po śmierci ojca najzwyczajniej rozwiezie. Było to tym łatwiejsze, że Wiktor P. nie był człowiekiem wierzącym i nie zależało mu na doprowadzeniu yna do kościelnego ołtarza. Wystarczył mu cywilny, ‘ozostawało tylko znaleźć dziewczynę, która za odpowiednią opłatą przystanie na taki układ.
Czasu nie było dużo, więc Andrzej P. postanowił dziane szybko. Jednak rzadko znajduje się kandydatki na nnę na ulicy, zaś on chciał po prostu zrobić kolejny do->ry interes i nie mógł kierować się przypadkiem. Pomylą! chwilę i przypomniał sobie o istnieniu Jarosława K., zkolnego kolegi, który urządził się w stolicy. Jarosław C. pochodził z pobliskiego miasteczka, pod którym stała ■willa i szklarnie panów P., więc Andrzej z ogromnym lukietem kwiatów podjechał do rodziców kolegi i wziął •d nich jego adres. Państwo K. wymogli tylko na An-Irzeju, że po powrocie z Warszawy znów do nich zajrzy opowie, co słychać u ich syna, bo on nie lubi pisać litów i bardzo rzadko ich odwiedza, oni zaś już są za staży do podróży.
Jarek okazał się dobrym kumplem. Wieczór spędzili w estauracji na wspominaniu starych, dobrych czasów i sod koniec kolacji doszli do porozumienia. Jarek obiecał, :e bezintresownie rozejrzy się za odpowiednią panienką,
czym nie będzie miał żadnych kłopotów, bo zna ich poro. Wtajemniczony w całą aferę obiecał dyskrecję.
— 39 —