jąco sterczał. Wywołało to nieprawodopodobną radość
wśród zebranych. Daisy pomyślała: „.i z czego te głupki
sit; ciesrą i1 No, jedna to aż się zaksztunita...
Dostrzegła w domu pewien szczegół, który ja zastanowił. Oto od czasu do czasu pozostawały na noc różne panie, a ostatnio Meg. Obok sypialni ojca był mały pokoik gościnny i tam Meg spala. Ba, ale czy rzeczywiście spala'* Razu pewnego Daisy zobaczyła — całkiem przypadkowo — jak późnym wieczorem ojciec delikatnie zapukał do pokoju Meg i powiedział:
— Chodź, mała już pewnie śpi...
Schowała się, aby nikt jej nie zauważył, ciekawa co będzie dalej. A to tak... oni coś kryją przede mną. Nie miała wątpliwości, że „mała” odnosiło się do niej. Nie usłyszała, co Meg odpowiedziała ojcu... Po chwili Małgosia wyszła ze swojego pokoju, ojciec objął ją wpół i przytulił. Poszli do jego sypialni... Co też tam będą robić? Jedno jej przyszło do głowy: będą się całować. Widziała w telewizji, że jak pan i pani są tylko we dwoje, to natychmiast biorą się do całowania!
Chciała zrozumieć, dlaczego ludzie lubią się całować. Zaczęła wypytywać o to Yvonne, nieco starszą od siebie koleżankę, która ją często odwiedzała i miały wspólne „tajemnice”. Zaproponowała jej:
— Yvonne, czy już całowałaś się z kimś?
Tamta zrozumiała, że nie chodzi o pocałunki — cmoknięcia, którymi obdarzają je ciotki i wujkowie, rodzice na dobranoc... Uradziły, że zrobią to jak na filmach, w łóżku. Oczywiście obie były nagie. Daisy odkryła, że sprawia jej przyjemność, nie tyle całowanie, co dotykanie ciała przyjaciółki. I chyba miło jej też było, gdy tamta głaskała ją po ramionach, plecach, pupie. A już bez wątpienia przyjemne było jak ich malutkie jeszcze sutki stykały się ze sobą. Robiły to z pół godziny... Jednak Yvonne podsumowała to zwięźle:
— Ej, to głupie!
— Czyż nie było ci milo?...
— Nic miłego nie odczulam — stwierdziła Yvonne. —
Wiesz, może calott;anie się z chłopakami jest inne.'
Na trzynaste urodziny Daisy zjechało się sporo dzieciarni. Po zdmuchiwaniu świeczek, odśpiewaniu „Happy
birthday”, dorośli usunęli się dyskretnie. Daisy upatrzyła sobie Toma, fajnego chłopca, starszego od niej o ponad rok. Namówiła go na spacer po ogrodzie. Oczywiście byli nadzy, tak jak całe towarzystwo. Sprytnie naprowadziła rozmowę na temat głośnego serialu, co i raz dziwiąc się, jak to któryś on i któraś ona ciągle się całowali. Wreszcie powiedziała Tomowi bez ogródek:
— Wiesz Tom, zaczęłam czternasty rok, a jeszcze z nikim nie całowałam się... Czy to jest w porządku?
— O, wszystko można nadrobić — zaśmiał się Tomek. — Chcesz się całować?
Naukę rozpoczęli na stojąco. Chłopiec objął ją delikatnie. Pocałował najpierw w policzek, potem dobrał się do usteczek. Jego ręce błądziły po całym ciele Daisy. Poczuła, że podniecił się, stał się taki sztywny i zaczął po-sapywać. Daisy stwierdziła, iż to dotykanie jest bardzo przyjemne. Oczywiście było inne niż wtedy, z Yvonne. I ona zaczęła głaskać silne ciało Toma... Musieli wracać do gości! Tomek powiedział, że chętnie będzie ją uczył dalej, ale gdy będzie mniej ludzi!
Następne odkrycie w sprawach damsko-męskich wstrząsnęło Daisy. Wtedy pojęła, co najprawdopodobniej robi jej tata w swojej sypialni, gdy zaprosi do niej jakąś panią. A stało się to za sprawą Carol, młodej gosposi, którą ojciec przyjął do pracy, przed miesiącem. Była naturystką, jak wszystkie poprzednie. Wspaniale się opalała i jej nagość wszystkim się podobała. Była ładną dziewczyną!
Tego dnia żar lał się z- nieba. Carol. w samych majteczkach, coś tam robiła w ogrodzie. Daisy zaś leżała na daszku garażu i czytała książkę. Obok była altanka, osłonięta krzewami. Zjedli już obiad, tata wyjechał w interesach