•:> się wydaje nieznośne? Czy robimy wrażenie nieszczęśliwych?
_ Wydajecie się zadziwiająco dobrze przystosowani
do lego życia — mówi Gortmam — zważywszy, że...
Zawiesił głos.
— Niech pan mówi dalej.
— Zważywszy, że jest was tak wiele. I że spędzacie całe wasze żyde wewnątrz tego gigantycznego budynku. Nigdy me wychodzicie na zewnątrz, prawda?
— Większość z nas istotnie nigdy nie wychodzi przyznaje Mattern. — Ja sam oczywiście sporo podróżowałem, socjokomputator potrzebuje niewątpliwie szerszej perspektywy. Ale Principessa, na przykład, nie zeszła nigdy poniżej 300 piętra. Po co miałaby zresztą gdziekolwiek chodzić? Sekretem naszego szczęścia jest tworzenie pięcio- lub sześciopiętrowych miasteczek w ramach czterdziestopiętrowych miast tysiącpiętrowej Monady. Nie czujemy się bynajmniej stłoczeni czy zduszeni Znamy naszych sąsiadów', mamy setki drogich nam przyjaciół. Odnosimy się do siebie nawzajem z błogosławieństwem. lojalnością i uprzejmością.
— I każdy jest zawsze szczęśliwy?
—Prawie każdy.
— Ale są wyjątki? — pyta Goldman.
_ To szaleńcy — mówi Mattern. — W naszym otoczeniu staramy się sprowadzić konflikty życiowe do minimum. Jak pan sam widzi, nigdy nie odmawiamy żadnej prośbie. Nigdy i nikomu. Ale czasem zdarzają się tacy. którzy nagie nie mogą już dłużej wytrwać w naszym stylu życia. Szaleją, przeszkadzają innym, bur., u ją się. To bardzo smutne.
— Co robicie z szaleńcami?
— Eliminujemy ich. rzecz jasna — mówi Mattern. Uśmiecha się, gdy ponownie wkraczają do szybu zjaz-dow-ego.
Mattern został upoważniony do pokazania Goldmanów i całej Monady. Taka wycieczka zabierze kilka dm. Jest trochę przejęty; nie zna niektórych części gmachu tak, jak winien je znać dobry przewodnik. Ale dołoży starań, aby wszystko poszło dobrze.
— Cały gmach — mówi —wykonany jest z super-
sprężonego betonu. Cała konstrukcja opiera się na centralnym jądrze usługowym, o powierzchni 200 m2 . Pierwotnie przewidywano 50 rodzin na piętro, ale dzisiaj
mamy ich średnio 120 i dawne apartamenty należało podzielić na mieszkania jednoizbowe. Jesteśmy całkowicie samowystarczalni, mamy własne szkoły, szpitale, tereny sportowe, domy kultów religijnych i teatry.
— Żywność?
— Nie wytwarzamy jej, rzecz jasna. Posiadamy za to umowny dostęp do komun rolniczych. Widział pan zapewne, że 9 10 powierzchni lądowej tego kontynentu zużytkowano do produkcji żywności, poza tym są jeszcze fermy morskie. Teraz, gdy nie mamotrawimv iuż terenu poziomą zabudową ziemi, żywności jest w bród.
— Ale jesteście chyba na łasce komun wytwarzających żywność?
—A kiedyż to mieszkańcy miast nie byli na łasce farmerów? — pyta Mattern. — Panu się zdaje, że życie na Ziemi opiera się na prawie pięści. Jesteśmy dla nich niezbędni — ich jedyny rynek zbytu. A oni dla nas są jedynym źródłem żywności. Świadczymy im również różne usługi, jak na przykład naprawa maszyn. Ekologia planety osiągnęła optimum. Jesteśmy w stanie wyżywić dodatkowe biliony ludzi. Pewnego dnia, błogosław nam Boże, wyżywimy je!
Winda, spłynąwszy w dół przez cały budynek, spoczęła na dnie szybu. Mattern czuje nad sobą przygniatającą masę Monady i stara się ukryć ogarniające go zmieszanie.
— Fundamenty gmachu — mówi >— sięgają 400 metrów w głąb podłoża. Znajdujemy się teraz na ich najniższym poziomie. Tutaj generujemy energię.
Idą pomostem i spoglądają na ogromną salę generatorów, wysoką na 40 metrów, w której cicho wirują lśniące turbiny.