Razem z halami PGR-u Manieczki w okolicach podpoznańskiego Śremu Mirosław i Ewelina Kranikowie kupili prawie 300 ha ziemi. Budynki zaadaptowali na szwalnie, aby zaś niezłej jakości grunty się nie marnowały, szef Sunset Suits postanowił zająć się też działalnością rolną. I tak biznesmen z jednej strony zarządza jedną z największych polskich firm szyjących męską odzież, a z drugiej zawiaduje sporym gospodarstwem. Z uprawy zbóż, buraków i rzepaku Sunset Suits ma prawie 700 tys. zł przychodów rocznie.
Dawne zabudowania PGR-u
2000r. 4^ 2tys.gy 2004r. 500 ST
FOT P. KŁ0SEK, B ŚNIECIŃSKI
skonale - dodaje Bęcek. Zanim bowiem 200 Polaków przemaszeruje na defiladzie otwierającej igrzyska, trzeba rok wcześniej zmierzyć i zaprojektować stroje dla 700 potencjalnych kandydatów. Kranik musiał dowiedzieć się, że w Nagano zabroniona jest biel (uważana w Japonii za kolor żałoby), zaś w Atlancie wilgotność powietrza przekraczała 97 proc., a temperatura 40 stopni. Garnitury musiały więc być szyte z droższych materiałów, bez sztucznych domieszek.
Sponsoring olimpijski był tylko częścią pomysłów na promocję rodziny Kraników. Twarzą obcobrzmiącej, ale chwytliwej marki został Tadeusz Zwiefka, dziś przyjaciel domu i poseł PO do europar-lamentu, a wcześniej popularny prezenter telewizyjnych Wiadomości.
- Kiedy pod koniec lat 90. odszedłem z telewizji, Mirek przyjął mnie na szefa marketingu. Przepracowaliśmy razem kolejne trzy lata - mówi Zwiefka.
Dziennikarz odszedł, kiedy w Sunset Suits nieoczekiwanie skończyła się kasa. Kranika nie było już stać na sponsoring olimpijczyków, których teraz ubiera Al-pinus. Przetarg na eleganckie stroje potrzebne na letnią olimpiadę w Pekinie będzie ogłoszony dopiero w roku 2007.
- Budując drugą szwalnię, stolarnię do produkcji mebli sklepowych, kupując
tkalnię i przędzalnię, myślałem, że uda mi się zaoszczędzić - przyznaje Kranik. Szef Sunset Suits spodziewał się też, że zysk zostanie w firmie, a on nie będzie musiał planować produkcji z rocznym wyprzedzeniem, co niosło ryzyko nietrafionych wzorów.
Problem polegał na tym, że jeszcze w 2000 r. Kranik na biznes patrzył przez pryzmat firmy lokalnej. Nie miał pojęcia o tym, co dzieje się na rynkach europejskich. Kiedy dochodziły do niego informacje, że gdzieś na Zachodzie zamykają zakłady produkcyjne, cieszył się, licząc na to, że będzie mógł taniej kupić nowoczesne maszyny. Dlatego gdy najwięksi europejscy producenci odzieży szukali taniej siły roboczej w Azji, on dalej łożył na kupione od syndyka zdezelowane post-państwowe zakłady produkujące mu przędzę, materiały, a wreszcie garnitury.
- Teraz wiem, że gorzej nie mogłem postąpić - mówi Kranik, ważąc każde słowo. Kiedy możliwości produkcyjne Sunset Suits jeszcze wzrosły, okazało się, że nasycony zagranicznym towarem rynek nie jest w stanie wchłonąć masowej produkcji. Wielkie firmy takie jak Bytom czy Vi-stula utrzymywały płynność, szyjąc dla takich gigantów jak Hugo Boss. Kranik nie zamierzał parać się usługami.
- Poszedł na ilość i to go zgubiło. Handlowcy nocami rozwozili tysiące ubrań, współpracujące z Sunset Suits sklepy nie były w stanie sprzedać nawet połowy towaru, aż w końcu wszystko się zatkało - mówi anonimowo jeden z głównych odbiorców Kranika.
Problem nie leżał w tym, że klienci nagle przestali kupować ubrania z logo Sunset Suits. Kranik po prostu zalał rynek masówką (garnitury szyte były z mieszanki wełny i syntety-ków), przeceniając jego możliwości. Do tego nadal był uzależniony od właścicieli małych sklepów, którzy mimo trzymiesięcznych terminów płatności zalegali z realizacją faktur. - To było stąpanie po cienkim lodzie - przyznaje jeden z kontrahentów, który zalegał Kranikowi z fakturami na ponad 400 tys. złotych. Dług wszystkich odbiorców wobec Kranika w latach 2001-2002 urósł do 20 min zł i w końcu firma fakto-ringowa, z usług której korzystał przedsiębiorca, zapukała do jego drzwi.
- Zaczęliśmy ściągać należności, chodziliśmy po sądach. To była walka o przetrwanie - wspomina Kranik. Do dziś udało się ściągnąć zaledwie połowę należności. Za to powiodły się negocjacje z bankami, które po miesiącach rozmów zgodziły się na zmianę warunków spłaty kredytów inwestycyjnych. Ale nie to uratowało firmę. W 2004 r. Kranik znalazł się na krótkiej liście szczęśliwców, którym umorzono zaległy podatek.
Naczelnik urzędu skarbowego w Poznaniu „ze względu na ważny interes publiczny i ważny interes strony”, którym w tym wypadku był los kilku tysięcy pracowników Sunset Suits, darował Mirosławowi i Ewelinie Kranikom zawrotną kwotę 14,5 min złotych. Szefowi Sunset Suits ta darowizna wyraźnie doskwiera. Za wszelką cenę stara się sprawić wrażenie, że gdyby nie troska o kilka tysięcy ludzi, w ogóle by jej nie przyjął. A tak zamiast 3 tys. zwolnił „tylko” 1,5 tys. pracowników. Co ciekawe - jak twierdzą ci, którzy pozostali - wszystko odbyło się w ciszy i spokoju. Najwyraźniej ludzie nie zapomnieli dobrych czasów, kiedy Kranik przyuczał do zawodu większość mieszkanek okolicznych wiosek, kupował autokary dowożące ich do pracy czy fundował darmowe leczenie.
- Cichy, zamknięty w sobie człowiek, zawsze budził ogromny szacunek - mówi europoseł Zwiefka. Szwaczki z Sunset Suits respekt czują natomiast do energicznej i żywiołowej żony, Eweliny.
- Ja miałem dobre chęci i proste, oczywiste pomysły. Myślę, że zabrakło nam tylko doradców, którzy ostrzegliby: „Uwaga. Idą zmiany” - mówi Kranik. Teraz szef Sunset Suits nauczony doświadczeniem sięgnął po fachowców. O pomoc w przygotowaniu planu restrukturyzacji, który był punktem wyjścia do negocjacji z bankami, poprosił Jarosława Mielcarka, doktoranta z poznańskiej Akademii Ekonomicznej, i Roberta Sobkowa prowadzącego w Poznaniu własną firmę doradczą.
Szef Sunset Suits nie jest jeszcze gotowy, by wpuścić do firmy inwestora.
- Najważniejsze założenia planu restrukturyzacji firmy sprowadzają się do
38 F O R B E S ■ październik 2005