Nie wierzyłam własnym oczom. Było to całkowite zaprzeczenie wszystkiego, czym w 1975 roku był Pekin. Przenieśliśmy się z jednej planety na inną, z pewnością nienależącą do tego samego Układu Słonecznego.
Kiedy z okien żółtej taksówki ujrzałam skyline, zaczęłam krzyczeć. Ten krzyk trwał trzy lata.
Wiele można by oczywiście powiedzieć o Stanach Zjednoczonych Geralda Forda, a zwłaszcza o Nowym Jorku, o jego potwornych nierównościach i zatrważającej przestępczości, będącej wynikiem tak wielkiej niesprawiedliwości. W żadnym razie temu nie przeczę.
Jeśli na tych stronach niewiele się o tym mówi, to tylko w trosce o pokazanie prawdy o odurzeniu ośmioletniego dziecka. Nie twierdzę nawet, że mieszkałam w Nowym Jorku: przez trzy lata byłam dzieckiem, które odbierało Nowy Jork jak coś szalonego.
Z góry podpisuję się pod wszystkimi zastrzeżeniami; nie byłam w pełni świadoma, moi rodzice należeli w owym czasie do osób uprzywilejowanych itd. Ubezpieczywszy się w ten sposób, mogę stwierdzić: mieć osiem, dziewięć, dziesięć lat w Nowym Jorku to jedna wielka frajda! Frajda! Frajda!
Żółta taksówka zatrzymała się przed czterdziestopięt-rowym budynkiem. W środku znajdowało się mnóstwo wind, które tak szybko jechały w górę, że ledwie człowiek zdążył odetkać uszy, a już był na szesnastym, naszym piętrze.
Nieprzyzwoite szczęście chadza zawsze w parze. Odkrywając wielkie wygodne mieszkanie z widokiem na
Muzeum Guggenheima, odkryłam coś jeszcze ważniejszego: czekającą w nim na nas młodą dziewczynę au pair.
Ingę również niedawno przyjechała do Nowego Jorku. I 'uchodziła z niemieckojęzycznej Belgii. Miała dziewiętnaście lat, ale była tak skończoną pięknością, że zdawała się o dziesięć lat starsza. Istna Greta Garbo.
Nowy Jork i Ingę: życie zapowiadało się pięknie.
Dwa nieprzyzwoite szczęścia mają tendencję do sprowadzenia trzeciego: mój brat został wysłany do Belgii, gdzie miał kontynuować dalszą naukę w internacie u jezuitów. Tym sposobem Andre, lat dwanaście, mój wróg publiczny numer jeden, którego największą rozrywką było doprowadzanie mnie do szału, któiy nigdy nie przegapił okazji, by ze mnie przed wszystkimi zakpić, mój starszy brat, najstarszy, jakiego można mieć, mało tego, że zostanie zesłany na ciężkie roboty, co mnie zachwycało, ale przede wszystkim wyniesie się z domu, zejdzie mi z oczu, zostawi mnie nareszcie sam na sam z moją boską siostrą.
Przyglądałyśmy się z Juliette, jak wsiada do samochodu z rodzicami, którzy odwozili go na lotnisko.
- Pomyśl - powiedziała - zapuszkują teraz biedaka w belgijskim więzieniu, a przed nami życie w Nowym Jorku.
- Sprawiedliwość istnieje - zgrzytnęłam zębami.
Juliette, lat dziesięć i pół, była ucieleśnieniem moich
marzeń. Kiedy ją pytano, kim chciałaby zostać, jak będzie dorosła, odpowiadała: „Czarodziejką”. W rzeczywistości zawsze nią była, na co wskazywała jej śliczna, zawsze nieco rozkojarzona twarzyczka. Największą jej ambicją było mieć któregoś dnia najdłuższe włosy świata, .lak nie kochać namiętnie istoty stawiającej przed sobą tak szczytne cele?
69