img063

img063



Juliette i ja schodziłyśmy na złą drogę.

Tatuś odbył z nami surową rozmowę: poproszono nas, byśmy wzięły się w garść. Nie wolno nam zapominać, że w tym kraju nie ma człowieka, który by nie chciał znaleźć się na naszym miejscu. Był z nas zawsze bardzo dumny i miał nadzieję, że się to nie zmieni.

- Zycie toczy się nadal - powiedział.

To ostatnie zdanie było tratwą, której próbowałam się uczepić. Pomyślałam o moich faworytach i napisałam do każdej z nich długi namiętny list. Nie próbowałam im opowiadać o Bangladeszu; brakowało mi słów. Napisałam, żeby korzystały z Nowego Jorku.

Teraz Juliette i ja zajmowałyśmy się już tylko czytaniem. Wyciągnięte obok siebie na kanapie czytałyśmy, ona Zwierzęce dialogi, ja Hrabiego Monte Christo. Niesamowita była myśl, że istniał gdzieś świat, w którym przekarmione zwierzęta wiodły z sobą wyrafinowane dysputy i w którym można było poświęcić swoje życie na rozrywki tak zbytkowne, jak zemsta.

Coraz rzadziej wychodziłyśmy z domu; rodzice mieli nam to za złe. Mówiłyśmy, że jest za gorąco. Tatuś, który po cztery razy dziennie zmieniał koszule, mówił, że nie wie, o co nam chodzi.

- Cackacie się z sobą.

Juliette przystała na ten werdykt. Ja, rozeźlona, postanowiłam wyruszyć na front, chcąc dowieść swojej brawury. Wsiadłam na rower i przedzierając się przez ciżbę, dotarłam do samego śródmieścia, gdzie mieścił się główny targ. Panowało na nim zatrzęsienie much; klaskało się w ręce, a wtedy chmara insektów odfruwała, odkrywając cuchnące mięso sprzedawane przez rzeźnika.

Z kolei aptekarz był trędowatym z trzema palcami u prawej dłoni, u lewej zaś, być może dla równowagi, sześcioma. Poproszony o tubkę aspiryny, otwierał szufladę, sięgał do niej tym kikutem, który miał więcej palców, i podawał garść tabletek.

Ludzie, których nie stoczyły nadmiernie choroby, byli bardzo piękni. Wychudzenie przydawało ich twarzom natchnienia. W oczach błyszczała jakaś gwałtowność. Ubrania, sprowadzające się do najbardziej podstawowego wyrazu, obnażały chude ciała.

Na głównej drodze rozległy się jakieś krzyki. Porwana ludzką falą podążyłam za nią, pamiętając, by nie wypuszczać z rąk roweru. Jakiegoś człowieka przejechał samochód. Zmiażdżył mu czaszkę, obok której lśnił teraz w słońcu jego mózg.

Bliska wymiotów wskoczyłam na rower i uciekłam. Nie chciałam już nigdy niczego więcej oglądać.

W bunkrze dołączyłam do siostry na kanapie. I więcej się z niej nie ruszyłam.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
img064 Zakrawało to na gag: niezależnie od pory dnia zawsze można było mieć pewność, że Juliette i j
1909178t123316924039330349960 o Wkraczamy na złą drogę.Oskarżenie łodzian przez czynnego gracza Cra
Edukacja wobec problemów i patologii społeczeństwa informacyjnego rowując ją niejednokrotnie na drog
CCF20090831173 322    Roztan obserwtgący przetłumaczyć na pojęcie* tłumaczą ją na zł
IMAGE0033 lekki jak diabły ze Złych Dołów1. Patrzy na mnie z dołu krzywym okiem, podczas gdy ja scho
Bezpieczny na drodze (20) Znajdź naklejkę z sygnalizatorami świetlnymi i przyklej ją w odpowiednie m
skanuj0033 (128) 66 Metody nauczania i wychowania delikatne naprowadzenie na inną drogę i wskazanie,
histologia wyk?ad1 W tym czasie błona odbytowa jest otaczana fałdem mezenchymatycznym i w 8 tygod
i8o Iwanówka, 1122, z szałasami). Stąd dalej pierwotną drogą, potem przez most na potoku Ja-rząbczym
O KLEJNOCIEŚWINKI, który ma być głowa wieprzowa, ręka w błękitnym rękawie ją rozdziera, na polu czer

więcej podobnych podstron