— Ochl Za pierwszym razem! Byłam wzruszona, strach, co przeżywałam. Nie mogą. Nie mogą... — z zachwytem i dumą przypominała sobie, oblewając sią rumieńcem.
— Kiedyż lepiej czuła sią pani na scenie? Czy wtedy, gdy rzucała sią pani na wszystkie strony i szarpała fałdy kurtyny, czy teraz, kiedy przeszukiwała ją pani spokojniej?
— Oczywiście wtedy, gdy po raz pierwszy szukałam agrafki.
— Nie. Niech pani nie stara sią nas przekonywać, że za pierwszym razem szukała pani agrafki — mówił Torcow. — Pani_ p niej nawet . nie. myślała i chciało sią pani tylko cięrpiejS dla samego cierpienia. Otóż za drugim razem szukała pani naprawdą. Widzieliśmy to wszyscy jasno, rozumieliśmy to, wierzyliśmy, że zdumienie i bezradność pani były usprawiedliwione. Dlatego też pierwsze pani poszukiwanie nie miało żadnej wartości i było zwykłą gierką aktorską, drugie zaś wypadło zupełnie dobrze..
Wyrok taki zdumiał Małoletkową.
—I Bezmyślna "'bieganina nie" jest potrzebna -'ńa"’scenie cfągńąl: dalej Torcow. — Na scenie nie można ani biegać — żeby biegać, anl: cierpieć — żeby cierpieć. |Na deskach scenicznych nie należy działać! 8 „w ogóle'1 — dla samego dział ani ąŁ lecz trzeba działać., w .sposóbj
— I prawdziwy — dodałem od siebie. "s )
___— Prawdziwe działanie jest właśnie ' umotywowane 1 celowe
zauważył Torcow. — Otóż — mówił dalej — ponieważ na scente należy działać prawdziwie, ruszajcie wszyscy na deski sceniczne i... zacznijcie działać. 1
Poszliśmy, lecz długo nie wiedzieliśmy, co począć.
Na scenie trzeba tak działać, żeby wywoływać wrażenie, lecz nie mogłem znaleźć takiej interesującej akcji, która by warta była uwagi widzów, i dlatego zacząłem powtarzać Otella. Wkrótce jednak zrozumiałem, że uprawiałem gierki, jak wtedy na widowisku pokazowym, i dałem spokój.
Puszczyn grał generała, następnie chłopa, Szustow usiadł na krzesełku w pozie hamletowskiej, z wyrazem ni to smutku, ni to rozczarowania. Wieljaminowa kokietowała, a Goworkow oświadczał sią jej w sposób tradycyjny, jak sią to dzieje na scenach całego świata.
Gdy spojrzałem w odległy kąt sceny, dokąd zaszyli sią Umnowych 4 Dymkowa, omal nie krzyknąłem ujrzawszy ich blade, o napiętym wyrazie twarze, nieruchomy wzrok i zdrętwiałe postacie. Okazało sią, że grali „sceną z pieluszkami" z ibsenowskiego Branda.
— Zdajmy sobie teraz sprawą z tego, coście przed chwilą nam zademonstrowali —- powiedział Torcow. — Rozpoczną od pana — zwrócił sią Arkadiusz Nikołajewlcz do mnie — i od pani, i pana — wskazał na Małoletkową i Szustowa. — Siadajcie na tych krzesłach, żebym lepiej mógł was widzieć, 1 spróbujcie przeżywać to samo, coście