Jarosław Ławski
170
człowieka, któr>'w obronie własnego kraju umie się zdobyć nawet na poświęcenie własnej duszy ( nie mówiąc już o doczesnym szczęściu osobistym). Jeżeli więc można o jakim dziele powiedzieć, że jego głównym tematem i problemem jest moralne prawo do określonego czynu, to właśnie i przede wszystkim należy to powiedzieć o Konradzie Wallenrodzie. Ale uzasadnieniem w oczach poety tego prawa jest oczywiście skuteczna walka o wolność i życic narodu. nie zaś zemsta, która by nie miała praktycznych dla tego narodu następstw. Nic znaczy to, że w Konradzie Wallenrodzie nie ma wyrazu mściwych uczuć. Mickiewicz nic stawia swego bohatera na takiej wyżynie moralnej, która by pozwoliła mu walczyć bez mściwej zawziętości, ale sama zemsta nie była nigdy wyłącznym celem Alfa-Waltera, co się nazwał Wallenrodem. W obliczu druzgocącej klęski, którą zadał wrogowi, uczucie mściwości ginie zwyciężone przez poczucie człowieczeństwa: „Już dosyć zemsty... i Niemcy są ludzie'’1 2 .
-jak też niełatwo wyrozumieć tych, którzy, zaglądając w imaginację wieszcza światłem swego racjonalnego dyskursu, dopatrywali się w lochu życia wewnętrznego Mickiewicza rozdrapanej rany, świadomości grzechu, nawet hipokryzji:
Kiedy więc w ową rocznicę bitew pod Wawrem i Dębem Wielkim 111 część Dziadów w Dreźnie powstaje, jest ona głosem człowieka o nieczystym sumieniu, człowieka, którego zachowanie w ciągu lal ostatnich nic mogło było znaleźć aprobaty publicznej, a i jego własnej aprobaty rac znajdowało.
Oczywiście, „ducha” poety wypełniała miłość do Ojczyzny przez największe „O”. Nie znam wszelako w ogóle człowieka, którego życie wewnętrzne wypełniałyby tylko te i takie wzniosłe, dobre uczucia. Nawet Chrystus zaznał pokus. Mickiewicz jako żywa personifikacja patriotyzmu/martyrologizmu (Konrad Górski) to byt równie przecież nieznośny, jak ów cynik (wedle Jana Walca), co to śle pokolenie na rzeź, pławiąc się w tym czasie w rozkoszach już to Krymu, już to Rzymu. Obraz to równie naiwny. Można rzec tak: Wallenrod to naturalna konsekwencja i doświadczeń, i myśli, i lektur poety. Nieprzewidziane były za to jego skutki. Nie zwalnia to od pytania: jak to się stało, że dzieło i myśl uległy krystalizacji, z epifenomenu wyobraźniowego przeobraziły się w fantazmatyczny ciąg o niespotykanej sile perswazyjnej, a nawet więcej: sile kreacyjnej wobec indywidualnych biografii, pokolenia i ostatecznie polskich. rosyjskich, europejskich dziejów. Gdy o genezie mowa, bliskie mi myślenie jednego z obrońców Mickicwicza-Wallenroda, Wieszcza-Halbana — Wilhelma Bruchn&lskiego:
Jeżeli znamieniem produkcji każdego wielkiego pisarza jest to, żc wszystkie jego dzieła tworzą między sobą łańcuch nieprzerwany, a z życiem autora związek organiczny, czyli - jak Goethe w Wahłvrrwandtschafien mówił - ie nic ma w nich żadnego wiersza, którego by treść nic była przeżyta, chociażby nawet nie była przedstawiona tak, jak była przeżyta, to znamię takie należałoby przede wtzystkin przypisać Mickiewiczowi. Z tego. co się powiedziało wyżej o twórczych predyspozycjach i prcdylekcjach Mickiewicza, wypływałoby jasno, żc Konrad Wallenrod, jak nie byłby do pomyślenia bez Uwag nad Jagiellonidą, bez Żywili, bez Grażyny, tak samo niepojętym zupełnie byłby zjawiskiem bez młodości poety filomatyczno-filarcckicj, bez jego kultu miłości i zaznanych jej niebiańskich czy ziemskich słodyczy, jak i zawodów gorzkich, bez oderwania od społeczeństwa i jego najstraszniejszego następstwa banicji rosyjskiej*l6.
Kiedy przecież zastanawiam się nad konsekwencjami i niezwykłą siłą, z jaką Konrad Wallenrod kształtuje polski dyskurs historyczny jako jeden z jego: a) wzorów; b) anty wzorów; c) propozycja dyskusyjna - muszę brać pod uwagę i to, iż gdyby owego wallenrodycznego apogeum dla jednych, a perigeum dla drugich nie było, wtedy nie byłoby i głosu milijonów - Konrada (wkrótce Pielgrzyma), a pewno i Księdza Piotra, tego anty-Halbana, i nie poznalibyśmy Ewy, tej nowej Aldony, co wyprasza duchowe łaski w niebie dla niego: Konrada-Mickiewicza-sieroty. Ale nim nastał Konrad, zjawił się Wallenrod, nieledwie Wallenrod-Mefisto. By się zjawił, nie wystarczały lektury: „Co do mojej lektury, czytam Fiesco Szyllera i Historią Machiawcla"11 . Mało! Zbyt to jeszcze mało, by pojawił się Wallenrod. Skąd przybył zatem?
6. Dalekie źródła
Podług hipotezy, jaką tu pragniemy uczynić prawdopodobną, Konrad Wallenrod okazał się - z wielu względów konieczną - summą Mickiewiczowskiego obrazu ko* smosu, wszystkich jego elementów: człowieka i Boga. natury oraz Historii. Było to osiągięcic ambiwalentne: o wielkiej sile oddziaływania ideowego, a także poetyckiego, lecz zarazem pokazujące niemożność zintegrowania w formie powieści poetyckiej idei, która się w dziele „objawiła". Antynomiczność. aporetyczność. rozdżwięłd wpisane
* K. Górski,.,Jrydiort* I Jtonrad Wallenrod', dz_ cyt., s. 99. Ten sąd to istny koncert sprzeczności. 1,1 J. Walc, BUjd Wallenroda, JKiytyka. Kwartalnik Polityczny", Warszawa 1989, nr 31, s. 204.
m LXIV. s. 383, list do i. Czeczota i T. Zana. Moskw a 5/171 1827.
"* Zob. bogatą monografię: M. Bryl. Cykle Artura Grottgera. Pttrrtla i nv>7v.-A Poznań I9M.