rodzaju osobliwych połączeń zależy wartość i objętość słownika. Niestety, ta pożądana pełnia pociąga za sobą bardzo niepożądane skutki uboczne: wysoką cenę słownika, ciężar i trudności z wynalezieniem wśród gąszczu tego, co nam właśnie potrzebne. Potrzebny jest złoty środek: taka ilość informacji, aby się czytelnik w nich nie gubił i aby nie musiał za nie płacić zbyt dużo. Kupując słownik należy wziąć również pod rozwagę te właściwości słownika. Inna rzecz, że tylko przy niektórych językach mamy podobne zmartwienia z wyborem. Daleko bowiem częściej się zdarza, że do pewnych języków w ogóle słownika nie ma, albo jest tylko jeden i trzeba się nim zadowolić bez względu na jego wady.
Obfitość słowników jest zależna w wysokim stopniu od kulturalnego poziomu danego narodu, od żywości jego stosunków z zagranicą, a w wielkim stopniu także od jego liczebności i zamożności. Stosunki z zagranicą stwarzają potrzebę słownika, zamożność umożliwia mieszkańcom jego opracowanie, wydanie, a potem nabycie. W trudnej sytuacji są narody małe, tzn. mało liczebne, bo słownik ma tam z natury ograniczony zbyt, wydawcy więc niechętnie się podejmują druku, ponieważ niski nakład podraża cenę. Zdarza się zatem nieraz, że mniejsze narody korzystają ze słowników swoich sąsiadów. Tak np. w Polsce częsta dawniej znajomość języka niemieckiego sprawiła, że Polacy posługiwali się na przykład słownikiem niemiecko-portugalskim, skoro wydanie osobnego słownika polsko-portugalskiego nie było potrzebne wobec słabych stosunków polsko-portugalskich. Do specjalnie odległych języków będziemy mieć może tylko słowniki z językiem angielskim albo rosyjskim (zwłaszcza dla języków Kaukazu czy Syberii). Taki stan rzeczy ułatwia i tak już dobrą pozycję wielkich języków: dzieła w ich języku wydane mogą liczyć na duży zbyt nie tylko we własnym ich kraju, ale również wśród cudzoziemców.
Słowniki dwujęzyczne, o których dotąd była mowa1, nie są jedynym rodzajem słowników, ani też nie są rodzajem najważniejszym. Świat słowników jest gęsto „zaludniony”, i to bardzo różnymi odmianami mieszkańców. Orientacja w nich przydatna jest każdemu, a zwłaszcza samoukom, którzy na własną rękę muszą zdobywać wiadomości o potrzebnych im pomocach naukowych. Świat ten ma swoją historię, długą i skomplikowaną, jak zresztą większość wytworów kulturalnych. Właśnie historią chciałbym poprzedzić opis „słownikowego świata”.
Słowniki, pisane pismem klinowym na glinianych tabliczkach, spotykamy już w 2. tysiącleciu przed Chrystusem, a więc rozwój słowników jest prawie tak stary, jak rozwój cywilizowanego świata. Nasze jednak słowniki łączą się w jeden łańcuch rozwojowy ze słownikami łacińskimi, a przez nie z greckimi2. W Grecji słowni-karstwo osiągnęło wysoki poziom, lecz naturalnie doszło do tego powoli i stopniowo. Jedną z przyczyn jego powstania było rozmiłowanie się Greków w poematach Homera, Iliadzie i Odysei. Już wtedy, gdy je utrwalono na piśmie (przedtem podawano je z ust do ust), w w. VI przed Chrystusem, wiele ze słów w tych poematach było niezrozumiałych, ponieważ zaś od lektury tych epopei rozpoczynano kształcenie młodzieży, nie można się było obejść bez objaśnienia całej litanii wyrazów. Objaśnienia te, zwane wówczas glosami, czyli jakby się dziś powiedziało „słówkami”, zapisywano bądź na marginesach książki, bądź między rządkami pisma, bądź też je zbierano osobno, tworząc pierwociny słowników. Może się komuś wydać rzeczą dziwną, że słowniki powstały w tym celu, a nie dla nauki obcego języka i porozumienia się z cudzoziemcami, trzeba jednak pamiętać, że Grecy żywili wielką pogardę dla cudzoziemców, więc chęć nauczenia się obcego języka nie byłaby w ich stosunkach dostatecznie silną pobudką do stworzenia rzeczy bezsprzecznie trudnej, jaką jest słownik. Śladem tej pogardy jest wyraz „barbarzyńca”, którym Grecy oznaczali cudzoziemców, a my człowieka prymitywnego, nie obeznanego z kulturalnym dorobkiem ludzkości. W szkołach tedy greckich i pracowniach ich uczo-