XXIV GOTOWOŚĆ DO PRZEMIAN
Budowałem na skale I zwaliło się.
Teraz budując zacznę Od dymu z komina.
Od niepełnego zwątpienia do negacji. Ale zarazem tak typowo Staffowska zapowiedź odrodzin. Wiara Staffa w wartość poezji, niezachwiana w młodzieńczym i dojrzałym okresie twórczości, przechodzi przez niejedną próbę. W Barwie miodu jeden z otwierających tom wierszy (nie jest obojętne, jakie utwory wysuwa liryk na czoło książki) nosi tytuł Złe przykazania. Jest tu jakby przeczucie zawalenia się nie tylko własnej poezji, ale również tych podwalin, na których opierała się dotąd rola poezji w kulturze. Pamiętajmy, że ten „nihilistyczny’’ utwór powstał niedługo przed wybuchem wojny. Staff, wbrew opiniom, był czuły na to, co się wokół niego działo. Nie znaczy to, aby swoim ludzkim trwogom zawsze umiał nadać godny własnej miary wyraz artystyczny. Nie ma w tym żadnej niemożliwej sprzeczności, gdyż bynajmniej siła wyrazu poetyckiego nie jest wprost proporcjonalna do siły przeżycia. Bywa odwrotnie. Złe przykazania zapowiadają już Wiklinę i Dziewięć Muz; myślę, że bez tego wiersza dwa ostatnie zbiorki nie tłumaczyłyby się w całości dzieła poety tak jasno. Po raz pierwszy przyznaje się tu poeta do własnej niestałości:
Zdobywaj co dzień Boga i siebie na nowo I nie miej nigdy zasad.
Zaprzysięgniesz swą wiarę, ukochasz rojenia,
Wiecznie niewierny dnia hasłu...
Ale czy w jakimś sensie w tym wyznaniu nie zawiera się owa gotowość poety do przemian i odrodzin, która tak wszystkich zdumiewała? Staff rzeczywiście zmieniał zasady, dzięki czemu przetrwał przez kilka pokoleń, żywy,
inspirujący lub przynajmniej świecący przykładem. Czy nie kochał rojeń? czy nie zdobywał wciąż na nowo siebie, łudząc się nieraz, że „zdobywa Boga”?
W miarę lat zmienia się stosunek Staffa do siebie i świata, zmienia się stopniowo, lecz radykalnie. Ironia, która pojawiała się już w dawniejszej jego poezji, teraz staje się domownicą; rzeczy oglądane są coraz częściej podwójnym spojrzeniem. Odbicie w wodzie, powtarzające się nieraz w wierszach Staffa, staje się symbolem tej dwoistości, prawdziwy czar życia „jest ukryty po tamtej stronie gór czasu”, prawda, jeśli istnieje, jest absolutną obojętnością, a więc jest nieprzydatna, słuszność sprawy jest bronią zbyt słabą, młodość szczęśliwa istnieje tylko we wspomnieniu, jedyną rzeczywistością jest „to, co po wszystkim pozostaje”...
Można by pomnożyć jeszcze przykłady Staffowskiego widzenia natury rzeczy. Zdumiewa nie to, lecz że pomimo takiej wiedzy o życiu poeTa nie iifać żyrifTT^ar?
jego nie załamuje sie nawet podczas wojny, dopiero sla^~ rość spowoduje poważne pęknięcie w „harmonii” Staffa, z takim trudem podtrzymywanej. Była w nim po prostu biologiczna zdolność odnowy, przeciwstawiająca się długo zwątpieniu potęgującemu się z wiekiem. Mimo że intelekt bierze zawsze udział w jego koncepcjach artystycznych, silniejsze od myśli okazuje się odczuwanie radości samego faktu istnienia. Wrażenie harmonii i pogody, mimo licznych tonów zakłócających spokój poezji Staffa, wynika stąd, że ironia tego poety nie jest nigdy zjadliwa, nawet jego gniew jest dobrotliwy. Nie wahałbym się powiedzieć, że „serio” Staffa jest bardzo różne od tego, co zwykło się pod tym słowem rozumieć. „Jeśli bolesne jest już doświadczenie, | Jakże straszna prawda być musi”... — powie w „norwidowskim” wierszu Prawda (Barwa miodu), ale dla Norwida prawda była po-