■OBPINY
Ha!
Poda na kmsło.
NIEZNAJOMY
Ido mieMoj
Nie wiem, eo mu powiedzieć...
Daj mi rękę... pomóż ml walać... trzeba wiedzieć o wszystkim... Wiesz... a przynajmniej dowiedź ml w godzinie nieszczęścia, że mnie masz za człowieka. Opowiada m wszystko... jak tam było— w Wilnie... Patrz mi ciągle w oczy i trzymaj oczyma myśl moją, bo mi się głowa zawraca... Ale powiedz wszystko... bo jeżeli moja imagi-nacja będzie musiała kończyć obrazy — to gotów jeatem — rozumiesz?... Co widziałeś?... m
NIEZNAJOMY
Siądź!
SZCZĘSNY
Nie... stać będę... lżej... opowiadaj...
NIEZNAJOMY
Otóż... w nocy o godzinie siódmej Jasiński a trzystu ludźmi przeszedł wyłomem muru koło Ostrej Bramy... księżyca jeszcze nie było... przed Ostrą Bramą świeciła łam-pa... spiskowi Idąc przed nią żegnali się... I cicho podsunęli się wszyscy pod obdwacht naprzeciw ratusza... Jasiński poakoczyl szybko i zabił szyldwacha, tak że Moskal nie jęknął... Chwycił za karabin... Spiskowi rozebrali broń z kozłów I tarabany... Jasiński rozesłał barabańazczyków * na wszystkie ulice — i rozkazał, aby skoro uderzy ósma godzina, wszyscy zaczęli bębnić. — Sam ulicą Zamkową z dwiestu pięćdziesięciu ludźmi poszedł na Arsenał... Uderzyła ósma— we wszystkich ullcsch ozwały się bębny. — Moskale w popłochu sądzili, że na każdej ulicy atol oddział "•
żołnierzy — i uciekali od bębna do bębna . Jas&fci v«d AraanaJ — 1 kani Mi w% dzwony.- Okropny rozgłos dzwonów obudzi! lud — zaczął w Araanala zbierać alf — bród roaabral — i mordował Uoakali... Byłem przy Jasińskim waayaoy polscy panowie będący w Wilnie nie bMI aię 111 czego lękać — bo lud zajęty był Moakalam! Wtem jakiś ■Ury przedziera alf do Jasińskiego i podaje mu pUkę papierów... Jasiński kazał podać pochodnie ł przeczytawszy papiery plunął i rzucił Je ze wzgardą — lud i ozerwał między siebie listy... zaczął aię zbierać koło tych, którzy umieli ■ czytać, i długo nie mogłem pojąć tej sceny — myślałem, że to były proklamacje i manifest*.. Nagle ałyaaę krzyk S tysiącznych ust: „Kossakowski zdrajca!...*' potem... Jeszcze okropne doea.
■rrrfłwt
rdznajoiit!
„Wieszać!*4
Przedzierając aię. a raczej niesiony z falą ludu. oparłem aię aż o sztachety pałacu twego — hetmana.- Lud zapchał całe schody — i wył Jak hiena-. Nagle coś zleciało s otwartego okna i przebiło się na pół na żelaznych sztachetach... to byt Karzeł. — Skonał wijąc się Jak robak na ostrzu żelaznym.-
■ireęmp IwęKr etę.
W kilka chwil potem wyprowadzono... Blady był, ale spokojny—
SBopua
Ubrany?
NIEZNAJOMY
W szlafroku... W ręku coś ściskał — tak mocno, śa nikt mu nie mógł ręki otworzyć.
399