176 Harold Pinter
McCANN
Więc czekamy na niego, czy...
GOLDBERG (przerywając)
Nie wiem, dlaczego jestem zmęczony. Czuję się trochę... To mi się rzadko zdarza.
McCANN
Czyżby?
GOLDBERG
Rzadko.
McCANN (zrywa się nagle, staje za fotelem, syczy)
Skończmy z tym i jazda. Odwalmy to i już. Nie zwlekajmy. Zróbmy koniec z tą cholerną robotą.
Pauza.
Mam pójść na górę?
Pauza.
Nat!
Goldberg siedzi skulony. McCann siada na poręczy fotela, nachyla się do niego.
Szymek!
GOLDBERG (otwiera oczy, patrzy na McCanna)
Jak — tyś — mnie — nazwa!?
McCANN
Kto?
GOLDBERG (rozwścieczony)
Nie nazywaj mnie tak! (chwyta go za gardło) NIGDY MNIE TAK NIE NAZYWAJ!
McCANN (wijąc się)
Nat, Nat, Nat, NAT! Nazwałem cię Nat. Pytałem tylko, Nat. Jak boga kocham. Jedno pytanie, to wszystko, tylko jedno pytanie, zrozum!
GOLDBERG (odpycha go tak, że McCann upada)
Jakie pytanie?
McCANN (leżąc na podłodze)
Mam pójść na górę?
GOLDBERG (gwałtownie)
Na górę? Myślałem, że już tam nie pójdziesz?
McCANN Ja? Dlaczego nie?
Urodziny Stanleya_
GOLDBERG Tak powiedziałeś!
McCANN
Nigdy nie powiedziałem!
GOLDBERG Nie?
McCANN
Kto to powiedział? Nigdy nie powiedziałem! Już lecę na górę! (zrywa się i biegnie do drzwi po prawej)
GOLDBERG
Czekaj! (wyciąga ręce, opiera je na poręczach fotela) Chodź tu. (McCann z wolna zbliża się do niego) Chciałbym, żebyś się wypowiedział. Zajrzyj mi w usta. (szeroko otwiera usta) Zajrzyj. (McCann zagląda) Wiesz, co chcę powiedzieć? (McCann patrzy na niego) Rozumiesz? Mam wszystkie zęby. Od dnia, kiedy się urodziłem, nie straciłem ani jednego. Nic się nie zmieniło, (wstaje) Dlatego osiągnąłem swoje stanowisko, McCann. Albowiem zawsze byłem zdrów jak ryba. Całe moje życie przeszło pod tym znakiem. Siedź cicho, siedź cicho i nie siadaj okrakiem. Czcij ojca swego i matkę swoją. Bądź na linii, bądź na linii, a będziesz w porządku. Może ci się zdaje, McCann, że sam do wszystkiego doszedłem? Nie! Siedziałem na stołku, na którym kazano mi siedzieć. I miałem oczy otwarte. Szkoła? Co znaczy szkoła? Zawsze miałem piątki. A dlaczego? Bo mówię ci, mówię ci... Uważasz? Rozumiesz? Ucz się na pamięć. Nigdy nic nie zapisuj. Nigdy się nie wychylaj. A przekonasz się, że mówię świętą prawdę. Albowiem wierzę, że świat... (myśl mu ucieka) Albowiem wierzę, że świat... (szuka rozpaczliwie) Albowiem wierzę, że świat... (gubi się ostatecznie, siada na krześle) Siadaj, McCann, siadaj tak, bym mógł spojrzeć ci w oczy. (McCann klęka przy stole) Mój ojciec powiedział mi, Beniek, Beniek, powiedział, chodź tu. Umierał. Ukląkłem przy nim. Dzień i noc byłem przy nim. Kto jeszcze tam był? Wybaczaj, Beniek, powiedział, i daj innym też żyć. Tak, tato. Idź do domu, do żony. Pójdę, tato. Wystrzegaj się mętów, żebraków i tych, którzy uderzają znienacka. Nie wymienił żadnych nazwisk. Straciłem życie w służbie innych, powiedział, i nie wstydzę się tego. Rób, co do ciebie należy i trzymaj język za zębami. Z sąsiadami swymi się witaj. Nigdy nie zapominaj o swojej rodzinie, ponieważ rodzina