120 Harold Pinter
McCANN
Co?
GOLDBERG
Mieszka tu pewien pan, który ma dzisiaj urodziny, ale całkiem o tym zapomniał. Więc my mu przypomnimy. Wydamy przyjęcie na jego cześć.
McCANN No? Naprawdę?
MEG
Dziś wieczór.
GOLDBERG
Dziś wieczór. Dobrze sobie wypłukałeś gardło?
McCANN Tak, dziękuję.
MEG
Włożę suknię wieczorową.
GOLDBERG
A ja przyniosę parę butelek.
MEG
Ach. To się Stanley ucieszy! Na pewno. Ostatnio nie bardzo był w sosie.
GOLDBERG Już my go rozruszamy.
MEG
Spodziewam się, że ładnie mi będzie w tej sukni.
GOLDBERG
Pani, będzie pani wyglądać jak róża.
MEG
Jakiego koloru?
GOLDBERG
No... musiałbym najpierw zobaczyć tę suknię.
McCANN
Czy mogę pójść do swojego pokoju?
MEG
Och, umieściłam panów w jednym pokoju. Czy to panom przeszkadza, że będą panowie razem?
GOLDBERG
Mnie nie. Tobie, McCann?
McCANN
Nie.
MEG
O której przyjęcie?
GOLDBERG
0 dziewiątej.
McCANN (przy drzwiach po prawej)
Tędy?
MEG (wstaje)
Zaprowadzę panów. Panowie pozwolą.
GOLDBERG
Z różą? Bardzo nam będzie milo.
Meg i Goldberg wychodzą śmiejąc się. McCann idzie za nimi. W oknie ukazuje się Stanley. Wchodzi przez tylne drzwi. Podchodzi do drzwi po prawej, otwiera je, nasłuchuje. Cisza. Podchodzi do stołu. Stoi przez chwilę. Gdy Mag wraca, Stanley siada. Meg przechodzi przez scenę, wiesza swoją torbę na haku. Stanley zapala zapałkę
1 obserwuje ją aż zgaśnie.
STANLEY
Kto to był?
MEG
No, ci panowie.
STANLEY Jacy panowie?
MEG
Ci, którzy mieli przyjechać. Zaprowadziłam ich na górę. Byli zachwyceni pokojem.
STANLEY Więc przyszli?
MEG
Są bardzo mili, Stan.
STANLEY
Dlaczego nie przyszli wczoraj?
MEG
Powiedzieli, że wspaniałe łóżka.
STANLEY Kto oni są?
MEG (siada)
Są bardzo mili. Stanley.