112 Harold Pinter
McCANN
Nie?
GOLDBERG (rozpiera się w fotelu)
Wiesz, jedna rzecz, której wuj Bernard mnie nauczył, to że słowo dżentelmena wystarczy. I dlatego, kiedy musiałem wyjeżdżać w interesach, nigdy nie zabierałem ze sobą pieniędzy. Jeden z moich synów zwykle jeździł ze mną. Miał przy sobie kilka groszy — czy ja wiem? — na gazetę. Na wszystko inne miałem kredyt. Poza tym, prowadziłem różne interesy.
McCANN
Nie wiedziałem, że masz synów.
GOLDBEIRG Oczywiście. Jestem dzieciaty.
McCANN Ilu masz synów?
GOLDBERG
Ostatnich dwóch straciłem — w wypadku. Ale pierwszy — pierwszy wyrósł na fajnego chłopaka.
McCANN
Czym on się zajmuje?
GOLDBERG
Też chciałbym to wiedzieć. Tak. Emanuel. Spokojny chłopak. Nigdy dużo nie gadał. Nazywałem go lymek.
McCANN
Emanuel?
GOLDBERG Tak. Moniek.
McCANN
Moniek?
GOLDBERG
Pewnie. To skrót od Emanuel.
McCANN
Ale mówisz, że nazywałeś go Tymek.
GOLDBERG Tak go nazywałem.
McCANN
Słuchaj, Nat. Co tu się dzieje? Chyba już czas, żeby się ktoś pokazał.
GOLDBERG
Czego się denerwujesz? Weź się w garść, McCann. Gdziekolwiek się idzie obecnie, wszędzie jest jak na pogrzebie.
McCANN To prawda.
GOLDBERG
Prawda? Oczywiście, że prawda. To więcej niż prawda. To fakt.
McCANN
Może i masz rację.
GOLDBERG
Co znaczy „może”? Nie masz już do mnie zaufania, McCann? McCANN
Pewnie, że mam zaufanie.
GOLDBERG
To się cieszę. Ale dlaczego, zanim weźmiesz się do roboty, jesteś cały roztrzęsiony, a jak już ją robisz, to jesteś zimny jak stal? McCANN
Nie wiem, Nat. Muszę tylko wiedzieć, co robię. Kiedy wiem, co robię, wszystko idzie jak z płatka.
GOLDBERG
No, to dobrze. Bardzo dobrze to robisz.
McCANN Dziękuję, Nat.
GOLDERG
Zresztą, akurat parę dni temu miałem rozmowę na twój temat. Dałem ci dobre referencje.
McCANN
To bardzo uprzejmie z twojej strony.
GOLDBERG
A potem, ni stąd, ni zowąd, nawinęła się ta robota. Oczywiście, zwrócono się do mnie. I wiesz, kogo zażądałem do pomocy? McCANN Kogo?
GOLDBERG
Ciebie.
McCANN
To bardzo ładnie z twojej strony.
GOLDBERG
Drobiazg. Jesteś dobry pracownik, McCann.