Scan0093 tif

Scan0093 tif



dał portfel z pieniędzmi i ważnymi dokumentami. Żółwia czek, na którego padło podejrzenie kolektywu, z początku wypierał się, lecz przyciśnięty do muru musiał skapitulować.

Zebranie w tej sprawie odbyło się u Pyrolaka, naturalnie bez Buły.

—    Buła przynależy już teraz do nas. Okradając go zhańbiłeś nas wszystkich. Zapominasz, że to nie cywilizacja, a wspólnota pierwotna. Inne u nas prawa i zwyczaje — powiedział z godnością Pyrolak.

—    Dlaczego ukradłeś? — zapytał Wisielczyk.

Żółwia czek skrzywił się boleśnie.

—    Stare nawyki drzemią jeszcze we mnie. Nie tak łatwo się przełamać.

—    Jesteś we wsipólnocie parszywą owcą.

—• Zrozumiałem to i żałuję — bronił się oskarżony.

■—■ Teraz już za późno. Ale powiedz, po co ci były potrzebne pieniądze?

—    Za pieniądze można kupić dużo... — Żółwiaczek nagle ugryzł się w język, bo doznał olśnienia. — Macie rację! — wykrzyknął radośnie. — Przecież ta gotówka w ogóle nie była mi potrzebna! Cholerne nawyki! — sarknął.

—    Kto jest za wykluczeniem ze wspólnoty? — zapytał sołtys.

Większość rąk podniosła się do góry.

—    Jak to, chcecie mnie wykluczyć? — zawołał płaczliwie Żółwiaczek. — A gdzie ja pójdę?

—    Masz rodzinę w mieście, albo osiedlisz się w innej gromadzie.

Teraz już Żółwiaczek buchnął płaczem na cały głos.

—    Litości, wspólnoto! — wołał. — Zginę jak mucha. Nie będę mógł się przyzwyczaić do tamtego życia.

Próżno starał się skruszyć serca kolektywu. Przypomniał swoje zasługi, palenie na stosie... Nic nie po-

mogło. Musiał iść precz. Przedtem jednak zwrócił [    portfel -z całą zawartością milionerowi.

I    — Znalazłem w osadzie, widocznie pan zgubił —

I    powiedział.

Radość Buły nie miała granic. Uściskał znalazcę, wyjął z portfela połowę banknotów i chciał mu dać w nagrodę, ale Żółwiaczek kategorycznie odmówił.

—    A po co mi pieniądze? Przeklęte, tyle nieszczęścia sprowadzają na ludzi — westchnął smutno, bo przypomniał sobie jaki go czeka los.

Ze zwieszoną głową wrócił do chaty.

|    — Sąd wspólnoty jest święty. Nie ma rady, zbieraj

się, stara, trzeba się wynosić.

—    A ja niby dokąd mam się wynosić? — zapytała

'    buńczucznie, podpierając się pod boki.

i

i

i    — Nie marudź, pójdziesz przecież ze mną.

|    — Mnie wspólnota nie wykluczyła — rozdarła się

!    Żółwia czkowa. •— Idź sobie sam, przeklęty. Nigdzie

mi nie będzie lepiej, niż tu.

Mąż spojrzał na nią zdziwiony.

—    A co sama tu zrobisz?

—    Skończyły się czasy, kiedy byłam zależna od ciebie. Drzewiej, jakbyś mnie rzucił, tobym musiała iść na dziady i rękę wyciągać. Na szczęście świat idzie naprzód. Teraz mogę zostać sama, wspólnota mi nie da zginąć.

Małżonek zastanowił się. Nie ulegało wątpliwości, żona była nad podziw uświadomiona i znała swoje prawa.

—    Żałuję teraz, że cię wtedy dłużej nie przytrzymałem na stosie — powiedział i zasłaniając się przed ciosami wybiegł z chaty.

i

I

189


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Scan0094 tif ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI A jednak Żółwiaczek nie opuścił gromady i winy zostały mu pr
KB0003 Baltazara Behema. Jest on jednakże nie tylko ważnym dokumentem prawnym, gospodarczym, kultura
Scan0013 tif Władza Wielkiego Londynu Sposób wyboru Sposób wyboru jest niejednolity i rzadko s
Scan0016 tif wali się kamieniami, ale większość z nich nie trafiała do celu. Zrejterowałi więc z pla

więcej podobnych podstron