322 POF./.JA POI.SKA OKlUiSU MlljD/.YWOJLNNIiOO
55 wymówione głośno mokrym trykolem, przetłumaczone słońcem na
sierpień,
wsiał, pobiegł ku niej, a z ruchu kolan widać było, że był jej mężem.
Uciekała od niego, lecz każdym rzutem ramion ściskała tyle morza, ile wynosiła grubość kadłuba, który ją ścigał i który kochała: czuła swe ciało, swe gole ciało, nie zdmuchnięte w lachy, swe ciasne, swe piękne ciało, w słonych woni osadzone chmurze; chciała być sama, sama z wodą, z powietrzem, z światłem, z szumem
On biegnie za nią, okrzykuje ją prośbą, ochlapuje sprośnym żartem; nie
słyszy.
choć głos ten ma nu uszach i za godzinę dosłyszy.
Tymczasem idzie falom naprzeciw i. niosąc nad wodą ramiona.
05 jakby nie broniąc się przed wodnistych dłoni płochymi ranami, uważnym skokiem i pomocnym kwikiem unika zalewu.
Teraz cola się; skokom i kwikom nie ufając za wiele, zawraca, zsuwa trykot z. bark. kładzie się na fali niskiej, a temu który ją ściga ani rzęsą nie skinie,
70 bo właśnie plecyma dotyka myśli rozleglej jak to morze pod nią.
Gdy zerwie się, trykot przygładzi i guziki dopnie;
stopy jej pieszcząc piasek, pokochają ziemię nowym uczuciem;
nadymanymi policzkami i dzióbem ust woda i hymn ciecze
0 ciele poprzez które dusza wyciąga swe łapki i łapy
75 o ciele poprzez, które można stać się lepszym niż się było.
Szorstkie na trykocie światła porują jej pierś tylko do sutek pod którymi ukrywa się cień i jego czarna sztuka.
A on już z daleka wykonywa palcami miłosne chwyty, nuci.
1 w taki swej pieśni nogą prostokątnie giętą wodę wrogo rozcina.
N" O, nie, tu nie, sama być chciała, tu jej nie dosięgnie,
sama być chciała, tu sama, jego dotyku nie zniesie.
Pędzi ku brzegowi, on za nią. staje na brzegu, on za nią w tyle.
0 chmuro, skraplająca się słońcem: z uciekającej twarzy błysnął uśmiech
luk ikliwy
że gdy zdejmowali trykoty pod osłoni) kąpielowych pluszczy.
I, 5 szeroki biuly płaszcz wydal mu się dla jego biódr za szczupły.
Lecz lekko mu jest. pod swym zmienionym rozmiarem nie jęczy; oboje czują ciało na sobie, wewnątrz ciała nie czują, nic czują wnętrzności, ani żołądka ani kiszek ani serca, czują na sobie ciało, wełnę płaszcza i wiatr który im uda ściera w> i słońce które im drapie czaszki i piasek który drapie im stopy; czują na sobie swe sztywne spojrzenia i luźne szepty, które uderzają tu w pachwiny, a duszę przyzywają tu w oczy; kochaj:) się wzajemnie mową mięśni i icli przedmową tłuszczową.
Niedaleko wybrzeża jest ścieżka, niby w trawę strącona brunatna nitka, a dalej na lewo jest las, gdzie wiatr ogryzany tylko psa szczekaniem, pod rozpiętą ciszą pieści niebo sosnami i świerkami, gdzie traw poziome liście błyszczą, nu pościel usłana mika. gdzie na okrągłych wzgórzach wrzosy układają swą pieśń w wysokie
stożki.
Te lasy, te cielic lasy, jakżeż te schowki miłości kuszą.
kio w zie|one ściany, w zielone światła i w zielone mroki szu w , i.;.,ivc|, pluszczach biali, dwa kremy.
A może nigdy lego męża n.v, - u,,,),, ta £ona |:lk mocno, tak mocno,
jak wtedy gdy wśród woni które niósł las i Ku...____n;0S|0
wśród drzew rozsuwanych szeroko najgęstszym słońcem.
",s stanął pod sosną, płaszcz rozwinął jak zuchwały anioł,
1 pień drzewa, patrząc Bogu w twarz, srebrem moczu ściemniał. Wytrząsnęła się z płaszcza, zaszła go z tylu, pod jego płaszcz zapuściła
ramiona.
objęła go. policzki wcisnęła mu w plecy lam gdzie oświetla je znamię, potem całego ściskała pocałunkami, bo kochała go całego
II, 1 lak jak tu pod pniem sosny stał przed nią rozkraczony i goły.