__ "e ChC8SZ Za P^ezienie dfcpa i fiaś dwojga? Tyto. co każe prawo i taryl. Za
samochód 5000 boSyianoa, za gringę (białą kobietę) 10 000, za kolorową 200, za turystę 1000.
No to wypada ci 13 800.
wynosiło to trochę więcej niż jeden dolar. Tanio, nie warto było się targować, ale przez ciekawość spytałem:
— Jak ty to obliczasz?
— Ano tak: za twój samochód 10 000, za twoją żonę 10 000, za ciebie 1000, za psa 1000, za dwóch wioślarzy w tamtą stronę 400, za dwóch wioślarzy z powrotem 400. Wszystko razem 13 800 — i dorzucił z dumą: — Ja umiem liczyć, chodziłem do szkoły!
— Jak to? Uczysz mi 1000 za psa, liczysz za twoją załogę, a nie liczysz za samego siebie, za kapitana? — spytałem rozbawiony.
— Biorę za psa. bo to pies gringów (białych) i turysta. Jestem uczciwy, nie biorę za siebie, bo mam nadzieję, że mi dasz dobry napiwek.
— W porządku, dam ci, jeżeli mnie przewieziesz zaraz!
— Nie da rady, tata, nie można. Koka nie ma smaku. Poczekaj, innego dnia.
— Słuchaj no, zapłacę ci podwójną stawkę, potrójną, jeśli chcesz, ale przewieź mnie dzisiaj, zaraz.
— Nie można, tata, koka nie ma smaku, nie można!
Wiedziałem, że na próżno podnosiłbym cenę. Koka to zegar odmierzający czas i pracę tubylców. Ale ja musiałem natychmiast dostać się na drugą stronę, a to zależało tylko od woli przewoźnika i od jego łodzi. Nie było innego wjazdu do Peru — mogłem jedynie zrobić wielokilometrowy objazd brzegiem jeziora i przejechać granicę w Desaguadero, co oznaczało przedłużenie podróży co najmniej o cały dzień. Tym ludziom niezbyt zależy na pieniądzach. Pracują, aby mieć na kupno jedzenia, koni i alkoholu, nie chcą odkładać pieniędzy, aby ulepszać swój sprzęt lub powiększać liczbę łodzi. Przysiadłem się do nich i kiedy butelka dotarła do mnie, nie odmówiłem poczęstunku. Zawierała jakieś okropieństwo zajeżdżające denaturatem. Było to dość odrażające, ale wziąłem się w garść i wypiłem spory łyk. Płyn okazał się w dodatku palący jak pieprz. Wręczyłem butelkę mojemu sąsiadowi i splunąłem na ziemię, tak jak tego wymaga keczuański dobry obyczaj.
— Świetna wódka! — powiedziałem. — Skąd ją macie?
— Sklepikarz ją miał — odparł jeden z mężczyzn i dodał ze smutkiem: — Ale już się skończyła, to ostatnia butelka.
— A na drugim brzegu nie mają?
— Może i mają.
— Chętnie bym tu jeszcze z wami popił, może pojedziemy po wódkę, co?