Albo znówuż zimą krajobraz biały, lśniący, nieruchomy, śnieg okrył wszystko, pola, rowy, drogi — jeno krzyż na rozstajach czernieje i .dotą figurą świeci.
Takie już wszystkie wsie były w tamtych stronach, otoczone błękitem nieba i sadami.
A w pośrodku wsi dwór. Taki Hryszowieoki dwór ze ślicznym ogrodem zimowym, co do salonu przytykał. Wyjdzie się z sali zimą, masz wokół samą zieloność, a talie pachnie, jakby to było w maju.
Ody wiosna nastanie, to się roztworzą wszystkie drzwi z ogrodu zimowego i masz taką werandę ukwieconą, do parku uśmiechniętą.
Idziesz w ogrodzie aleją starą i znowuż dojdziesz do cieplarni z ’ó-żami. Takie ogromne pnące się róże, żóltolistne, zda się płatkami ich możesz zasypać cały ogród, aż po jezioro u dołu stanie.
Do domu powrócisz i w salonie znajdziesz bronzy dobre, makaty stare, znajdziesz serwamtkę z porcelaną, z różanego drzewa komódkę i dobre portrety.
Taki jeden stary monachijskiej szkoły, w ciemnych tonach utrzymany, drugi jasny, z draperją rozwianą, Bohusza Siestrzeńcewieza roboty. I jeszcze w sąsiedniej sali kobiecy portret, bardzo anglika pendzel przypominający. Tu też srebra stare, dobrze cyzelowane, niekiedy kute młotkiem delikatnym.
Hryszowce. Od ogrodu.
Takie były Hryszowce, stara Russanowskich siedziba.
Miały zieloności dużo i były rozłożone w ciekawym zakątku tej ziemi Podolskiej.
Zakątek, co miał może najwięcej,, po mazurskiej ziemi Płoskirow-skiej, wsi o ludności katolickiej: Krasne, Kobyłeckie, Woroszyłówka, Wi-
57