212
Od kiedy te przejażdżki na Bielany weszły u nas w modę, czasu z pewnością oznaczyd trudno. Był zwyczaj dawny, że w Poniedziałek Zielonych Świątek, mieszczanie Warszawscy przepływali do wsi Golędzinowa (J) na drugą stronę Wisły: tam odbywało się wesele ubogiój lecz cnotliwój, jednego z mieszkańców Starego-miasta, wybranćj córki. Promy ozdobione były masztami w gałązki brzeziny obwiniętymi: mnóstwem wstążek ukraszone. Po ukończonym obrzędzie, wójt staromiejski zbierał posag dla nowo zaślubionój, i ten bywałniekiedy znaczny. Za czasów Jana Kazimierza dla obecności srogich Szwedów za Wisłą (jak wspomina St. Duń-czewski) nie płynęli Warszawianie do Golędzinowa, i drugi dzień tych Świąt i obyczaj dawny w lasku Bielańskim dopełnili. Łukasz Gołębiowski wyprowadza stąd wniosek, że zapewne od tój pory, w tym dniu zaczęto odwiedzad Bielany, nie dla samego już tylko nabożeństwa. Przecież davvne podania, które słyszałem od sędziwych mieszkańców Starego-miasta co innego mówią. Za dawnych czasów (tak brzmi tradycyja), las Bielański był wielką puszczą i pochłaniał w sobie całą okolicę Warszawy wciąż i bez przerwy aż do Willanowa, czyli drugiego wybrzeża Wisły. W kniei tój ogromnej, gdzie tury bujały stadami, jak wilki, niedźwiedzie i rysie, gdzie bobry miały liczne legowiska: książęta mazowieccy udzielni, polowali często. Jeden z nich imieniem Kazimierz, zapędzony za zwierzem, zabłąkał się i nie mógł trafid do swego orszaku. Strudzon wielce, pod wysoką górą, natrafił na zdrojowisko i zaspokoił wielkie pragnienie: a wdarłszy się na szczyt tój góry, usnął pod starą sosną. Jak długo spał nie pamiętał, ale gdy się obudził, otrzeźwiony promieniem słońca, usłyszał najprzód brzęk rojów pszczół dzikich, co liczne barcie miały, a nie długo potym usłyszał pieśń pobożną. Zerwał się na nogi i nie daleko ujrzał małą kapliczkę drewnianą z modrzewia, a na jój progu modlącego się pustelnika, co w tój puszczy oddawna zamieszkał. Pomodlił się z nim razem za jego przewodem, wydostał się na drogę i wrócił szczęśliwie do Warszawy, gdzie go dwór oczekiwał przestraszony, bo domyślano się, że go zwierz srogi gdzie pożarł. Książe opowiedział rzecz całą: zaraz nazajutrz z dworem ruszył napowrót do puszczy: trafił łatwo do kaplicy, znalazł pustelnika, którego hojnie opatrzywszy, kazał naprawid kapliczkę już się chylącą do upadku. I odtąd Warszawianie zaczęli od wiosny do jesieni nawiedzać Bielany: a te pobożne pielgrzymki rozpoczynali od Zielonych Świątek. Zwyczaj ten odwieczny, spowodował króla Władysława IV, że tu, a nie gdzie indziej, wybrał miejsce na kościół i klasztor XX. Kamedułów.
Lasy Bielański i Marymoncki połączone z sobą, stanowiły jeszcze dobrą knieję, pełną grubego zwiei*za, gdy w niej często polować lubił oswobodzicieł Wiednia Jan Sobieski. August II i syn jego August III za bytności swojój w Warszawie, odwiedzali Bielany w drugi dzień Zielonych Świątek. Stanisław August, który nadzwyczaj lubował się w naśladowaniu chociażby najdrobniejszym dworu i zwyczajów Wersalskich, starał się uświetnić tę przejażdżkę, bo to przypominało Longchamp paryzki. Występował więc okazale i uroczyście na ten dzień w przejażdżce do Bielan, a panowie i panie Polscy, przesadzali się w zbytkowych strojach, pojazdach i uprzęży. Ale wtedy damy jechały w pojazdach: mężczyźni wszyscy konno. Był to widok
(>) W miejscu tej wsi istnieje na Pradze ulica Golendzinowska.