Z cyklu: Na pustaciach.
Dawno już temu... kiedy?... nie pomnę zgoła ninie,
Odeszła mię ma dusza, odeszła w złej godzinie.
Po pustej poszła ścieżce — przez wietrzne poszła rżyska,
W dalekie gdzieś odludzia — w zapadłe uroczyska...
Na martwych gór pustacie — za głuchych puszcz rubieże,
Na nigdy niezwiedzanych ogromnych mórz bezbrzeże.
1 gdy tu śród biesiady mój trup czerwony siedzi,
Pije szumiące wino, brząka językiem z miedzi —
Ściska naokół dłonie — braterstwa hasła głosi :
Dusza się w dzikim wichrze po gołych wierchach nosi,—
Nad mórz ogromnych pustką na skrzydłach cichych drzemie, Lub gwiazd obłędnych szlakiem z pod stóp swych rzuca ziemię.
— A kiedy późnej nocy nadejdzie już godzina,
Trup mój u okna staje — coś myśli... przypomina...
1 zda mu się — że k’niemu z przestrzeni leci... bieży Coś niby ptak obłędny... już — już o pierś uderzy...
Przerażon z trzaskiem okien zamyka trup wierzeje,
A już go sen nie najdzie nim ranny kur zapieje
A byle ćma ponocna u szyby zakołacze,
W kącie samotnej izby trup blady drży i płacze.