926
później o Santinim doczytali. Nim do Polski przyjechał był internuncyjuszem w Bruxelłi. Przed jego przyjazdem audytor dawnej nuncyjatury chciał podnieść juryzdykcyję. Kanclerz Szembek odniósł się w' tem do króla i król pochwalił to kanclerzowi przestrzegając praw swojej korony (d. 13 Grudnia 1721), Santino zawitał wprzód do Drezna, potem do Warszawy. Wkrótce zaraz odznaczył się gorącą zbyt obroną praw kościelnych patronatu. Trafił na spory juz stare; dumny, ambitny, dzielnego charakteru mąź, roznamiętnił walkę. Prymas Potocki rozgniewany podniósł myśl zniesienia nuncyjatury. Król się obraził na Santiniego o to, źe w sprawie toruńskiej, trzymał stronę miasta, nie jego. W r. 1723 nuncyjusz otrzymał polecenie z Rzymu, żeby zjechał do Lwowa i odbył wizytę katedry ormiańskiej, i kollegium papiezkiego, które lam utrzymywali teatyni. Stolica apostolska łożyła koszt na to seminarium założone dla obrządku słowiańskiego i ormiańskiego. Rusinów tymczasem odsuwano od nauki, nuncyjusz miał prosić za bazylijanami, żeby chociaż jako gościom pozwalano uczyć się z Ormianami; stolicy apostolskiej chodziło o fundusz, który dawała św. kongregacyja, a utrzymanie kollegium tańszeby wyszło. Sumiennie i surowo spełnił nuncyjusz zlecenie. Klerykom dał znać przez to, że czuwa nad niemi opieka Rzymu, ormiańskie święta, posty i obrzędy opisał, ułożył na wzór łaciński directorium drnini offtcii. Obok wrzasków za wyroki toruńskie, ministrowie nasi układali się z nuncyjuszem o prawo patronatu królewskiego w roku 1725. Zdawało się, że porozumienie łatwe, Benedykt XIII, który tylko co na tron wstąpił, przysłał królowi miecz i czapkę poświęconą, którą nuncyjusz publicznie oddawał (Łętowski, Katalog, tom IV, str. 280). Nuncyjusz oddał też punkta do układów z woli papieża. Trudności były niemałe, senatorowie zatem spoinie wyznaczeni do układów na piśmie oddali nuncyjuszowi odpowiedź, przeciwwnioski Rzeczypospolitej ( Teka Podoskiego tom III, str. 219). Biskup kujawski Szembek poświadczał, że w Rzymie za jego tam bytności, dwór papiezki wiele dobrej woli pokazywał do zakończenia tej drażniącej sprawy i poczęści skradał winę na upór swoich (tamże, str. 209). Niepotrzebnie jednak narzekał biskup, bo stawiał też wielkie trudności Santino. Skarżyli go inni panowie, a zwłaszcza hetman Denhoff, że ubliżał swojemu świętemu powołaniu, że nie miał „żadnej narodu naszego konsyderacyi,” źe na zawołanie ma ostre odpowiedzi, że podstawę prawa królewskiego znosi, fakt czasem przypuszcza, że jednem słowem chce króla wydziedziczyć z władzy i wpływu jakie miał dotąd na sprawy Kościoła polskiego. Zebrała się z tego powodu burza wielka nad nuncyjuszem w czasie konferencyi otwartych na nowo w Styczniu 1726 roku (tom III, str. 204—205), gdy fakta przekonały, ze nic nie uzyskano od nuncyjusza. Wtedy to popuścił cugle swojej niechęci do niego Denhoff, domagając się żeby z ukończyć układy z Santinim, bo to, „daremne słowa.” Żądał, żeby się król odezwał do samej stolicy apostolskiej, upominał się o prawa, które inne państwa posiadają, wyroki rzymskie i nomina— cyje do opactw radził znieść natychmiast (str. 223). Hetman tak był oburzony na Santiniego, jak naród cały na Fincha posła angielskiego, przeciw któremu-pisał nawet konstytucyje. Poparł hetmana wojewoda Płocki dowodząc, źe wszelką skłonność do zgody pokazywano po stronie Rzeczypospolitej, że kon-federacyja odbywała się z nuncyjuszem magno molu, z wielkiem wytężeniem, et sedula applicatione, i przyniosła tylko merum majestatis respectum, nie prawo królowi, ale prosty pokłon. Nadchodził sejm, więc wojew. płockiemu zdawała się praktyczną myśl Denhoffa odwołać się do stolicy apostolskiej, żeby na sejmie można było tę sprawę załatwić. Drugi hetman Rzewuski ujrzał się