Budownictwo. 239
Idzie na wieś do najbliższej sąsiadki (pokazuje) i pyta, czy jej kozy gdzie nie widziała? Nie widziała. Puka do okna drugiego domu, jeszcze do innego, nikt kozy nie widział. Pewno do tego dużego ogrodu weszła. Otwiera bramą (pokazuje), wchodzi, szuka, niema. Jeszcze do innego ogrodu kieruje się, zagląda, przez niski płotek... okazuje się, że i tu jej niema. Może do studni wpadła... zagląda... nic nie widać. Jeszcze zagląda na wszystkie podwórka i woła: Baś! Baśka!... A kozy jak niema, tak niema. Woła na dzieci: „Biegnijcie, szukajcie, kózka nam zginęła". Dzieci pobiegły na pole, szukały po lesie, ale i tam jej nie było. A tu już wieczór zapada. Wraca babulka i płacze: Co ja pocznę nieszczęśliwa? czem teraz wnuczki nakarmię? Z czem kaszki im ugotuję? Zginęła mi koza, zginęła...
A tu niedaleko był tartak, dużo ludzi w nim pracowało, a teraz już wracają z roboty. Spotyka babcia dwóch znajomych robotników i pyta: „Czy nie spotkaliście gdzie mojej kozy?" „A gdzie mieszkasz, babuleńko", pytają robotnicy. „Tutaj oto w tej chatce", odpowiedziała babcia i pokazała ręką swoją chałupkę. „I nie widzisz, gdzie twoja koza?" Koza stała na dachu chatki (wychowawczyni ustawia kozę na dachu), i patrzyła na drogę, a nikt jej dotąd nie spostrzegł.
Roześmieli się robotnicy. A babcia była rada ze znalezionej kózki. Dzieci śmiały się, biegały wkoło domku i wołały na kózkę. Ale koza zejść nie chciała i została tam do późnego wieczora.
Trudna rada, musiała babcia pójść do sąsiada i prosić, by jej coś poradził. Poczciwy gospodarz wszedł na dach po drabinie i ściągnął kozę za rogi.
Zostawmy teraz naszą wioskę taką jak jest, jutro może