20
mach wszelkiego rodzaju, konie z tektury, a częstokroć i żywe konie, które mniej więcój ulegle przyjmowały postawę do malowania, pod tymczasowym Muratem lub zaimprowizowanym Napoleonem.
Wśród tak pięknego nieładu, przed stalugami zbiwszy się w gromadę generałowie, pułkownicy, kapitanowie na połowie żołdu będący, próbowali jako amatorowic artyści, odmalować bitwy w których byli uczestnikami, a nic mogąc już więcój na polu walki zabijać nieprzyjaciół, poprzestawali na rąbaniu ich na płótnie; młodzi oficerowie znudzeni nieczynnoocią garnizonowego życia, przychodzili tu szukać rozrywki, ucząc się rodzaju malarstwa najbardziej odpowiedniego ich skłonnościom; wielka zaś liczba cywilnych, a jednakże duchem wojowniczym przejętych, jużto próbowała naśladować mistrza, jużto okrążywszy stalugi, mierzyli oczyma wszystkie obrazy, krytykując postawę, ruchy, wyraz lub obrót.
. Tak zaludniona pracownia przedstawiała często potrójny widok: sali naukowej, koszar, lub sali do feelitunku. Podczas, gdy jedni w milczeniu i z uwagą zagłębiali się nad wykończeniem grenadyera starój gwardyi, biwaku lub walki, drudzy śpiewali na całe gardło jaką piosnkę Beranżera, ci bębnili do attaku siedząc na bębnie, owi ćwiczyli się w robieniu bronią, lub dęli w trąby i rogi. Ówdzie znowu, dwóch młodych trzpiotów zakasawszy rękawy u koszul, z sygarem w ustach, z paletą w lewój a rapirern w prawój ręce, doświadczali swej zręczności, ku wielkiemu zadowoleniu otaczających ciekawych świadków i sędziów, wymierzanych ciosów. -
W tymto chaosie przechadzał się człowiek trzydziestoletni, dość nizkie-go wzrostu lecz żwawy, dobrze zbudowany, silny, z okiem żywćm, ruchami szybkiemi, rysów twarzy szczerych, męzkich i stałością nacechowanych. Wtedy nic nosił on jeszcze tych ogromnych węsów, które dziś jego górną wargę zdobią, ale już posiadał w najwyższym stopniu, w całój swój osobie i poruszeniach, tę powierzchowność oficera francuzkiego, która ujmuje, i doty-la jest u niego wydatną, iż możnaby przysiądz, że cnłe życie spędził na wojnie.
Ten człowiek z obejściem i ruchami wojennemi, który dozorując prac uczniów, i poprawiając kontur u jednego, koloryt u drugiego, władał rapi-rem lepiój niż ktokolwiek, i z równą łatwością od bębna do trąbki przecho dził, byłto pan mieszkania, Horacy Vernct, którego imię powtarzały wszystkie usta, którego obrazy odrzucone w ówczesnych salonach jako niesforne, ściągały cały Paryż do pracowni, aby oddać hołd należny temu, który wkrótce stać się miał malarzem najsławniejszym, najpopularniejszym i naj-obfitszym.
Talent malarski dziedzicznym jest w rodzinie Vernetów: i tak pradziad Horacego, Antoni Vernet, był głośnym i znanym malarzem w Avinguon; syn jego Klaudyusz Józef urodzony tamże 14 sierpnia 1714 roku, pozostawał przy ojcu do lat 19 kształcąc się pod jego okiem, poczem udał się do Rzymu. Okoliczność czysto przypadkowa, iż podróż tę morzem odbywał, sprawiła rozwinięcie jego talentu, gdyż w swoim czasie zyskał sławę i imię piórwszego