67
Wtem przyszedł prosty chłop nad most,
Wędrowny kij w swem ręku miał,
I w samodzlałce prostej stał;
Lecz miał wspaniałą twarz I wzrost.
Usłyszał on pana poważny głos, l przejrzał po wodzie swój zgubny los.
I w imię Boga żegnając się,
W rybackie czółno wskoczył wrprost,
I mimo fali, mimo krę,
Szczęśliwie przjbył przed sarn most!
Lecz biada! za małe jest czółno te,
Nie można, odrazu wziąć wszystkich w nie!
Obrócił trzykroć czółnem swem,
I mimo fali, mimo krę,
Szczęśliwie mu powiodło się,
Ocalić wszystkich trojga niein.
Zaledwie ostatnie złożył na brzeg,
Wnet z hukiem I trzaskiem most w wodę legł.
0 śpiewie mój, na czyjąż cześć,
1 komnż nucisz luby dzięk?
Chłop, który śmiał swe życie nieść,
Wszak czynił to na złota brzęk:
Bo gdyby nie brzęknął był pański trzos,
To możeby nie był 1 życia niósł.
I
— „Człowieku dzielny! mówi pan,
Przyjdź 1 nagrodę twoję weź.”
O śpiewie mój, cześć panu nieś,
Bo on zaszczycił cały stan.
„Ach! jeszcze szlachetniej, powiada śpiew',
Biła pod prostą sukmaną krew.”
— „Życia za złoto nie daję, nic!
Łubom ubogi, mam co jeść,
Twe dary panie! tym racz nieść Co dziś stracili mieule swre.”
Rzekł, serca prostotę malował ton,
I cicho nieznany odstąpił on.
Cłoś, śpiewie mój, cnotliwych cześć,
Brzmij jak organów' 1 dzwouow dźwięk,
Bo kio zasłużył na bliźnich dzięk.
Nie złoto, pleśń mu trzeba nieść.
Ztąd Bogu hołd składam, że choć to wiem Jak uczcić cnotliwych śpiewaniem mern!
(Przekład na miarę oryginału Brunona Kicińskiego).