CJ W
— Nowego? ja właśnie przyszedłem od was się dowiedzieć.
— Co u nas być może? taż bieda, taż r#Sf8&& taż ciemność i zima!
— I u mnie toż samo!
Siadał za stołem, pił herbatę, w jednej chwili dowiadywał się nowin z całego tygodnia: u Filipa oszczeniła się suka pociągowa, przodownica; szczenięta są przepyszne, wszyscy o nie proszą, ale stary nie daje. „Długi" upuścił w przerębel żelazny drąg, dostać go nie mogli; znowu w tern jeziorze ryby łapać nie będzie można; z tym nicponiem zawsze bieda, tylko mu figle w głowie. „Kozakowi" lisy czy też wilki zjadły lisa, ubitego samostrzałem, zostawiwszy ogon tylko. Nie wiedzie się człowiekowi, och 1 nie wiedzie!
W miarę jednak, jak wszystko dokoła stygło i zasypiało, ubożały i te nowiny, tak pod względem treści, jak liczby. Często, wysłuchawszy ich, wracał do domu bardziej jeszcze smutny, stęskniony, niż wyszedł. O poczcie nie było słychu, widocznie w mieście nie śpieszyło się nikomu, a wysłany przez gminę Jakut obiecywał wrócić dopiero około Bożego Narodzenia.
Minął wrzesień, ubiegła połowa października; burze i zamieci ustąpiły miejsca pogodnym, mroźnym dniom, coraz krótszym, oraz nocom ciemnym i coraz dłuższym; skróciły się przechadzki Pawła, a dalsze wycieczki zupełnie ustały. W chacie starej, zbudowanej dla letniego użytku, było coraz niewy-godniej. Pomimo, iż Paweł, drew nie żałując, suty podtrzymywał ogień, szalone zimno ze dworca czyniło tu powolne, ale nieustanne podboje. Przede-wszystkiem zawładnął mróz drzwiami i sąsiednimi im kątami, następnie przeniknął w zasunięte w cień lub