0102

0102



A nad nami jest niebo. Coraz wyraźniej wiosenne, coraz bardziej turkusowe. Wrony je plamią w leniwym przelocie, przysiadają czasem na więziennym murze, zamyślone, szkliste, po czym podrywają się ciężko i odlatują. Rynny kapią. Dyżurny zdjął już kapce i kożuch i paraduje w samym szynelu. Tylko striełok w gołębniku, wysoko nad murem, gdzie większy widać przewiew, tkwi w szubie futrzanej, nieruchomy, pękaty, jak figura w przydrożnej kapliczce. Ów szpikulec bagnetu, który mu sterczy nad głową, mało ma tylko wspólnego z kapliczką.

A człowiek chodzi sobie tam i z powrotem, zawraca, ujdzie tych kilkanaście kroków chodnikiem, znowu zawraca i znowu ta sama monotonia ruchu i ta sama monotonia znanych już do znudzenia pęknięć i dziur w betonie. Wiem, bom porachowała oczyma, ile białych porcelanowych papużek siedzi rzędem na słupie telefonicznym, ile kominów ma to szare domisko, któremu tylko czub dachu widać znad muru. I wiem jeszcze, że gdy silnie zmrużę oczy, cały mur i całe podwórze robi wrażenie wybrukowanego czaszeczkami niemowląt, bo żółtawe, porowate kamyki, pełne plam i cieni, gapią się na człowieka martwymi jamkami oczodołów, zieją pustką nosów, uśmiechają się zakamarkami dziurawych policzków. Bardzo przykre i niesamowite złudzenie.

Ale zaraz nad tym makabrycznym murem jest niebo, otwarte, błękitne, i możesz sobie w błękicie wypłukać oczy po tamtym przywidzeniu. I możesz łykać wiatr - pachnący przestrzenią i tającym śniegiem, i czujesz, że słońce jest już ciepłe, i słyszysz, jak rynny kapią. Są to chwile, kiedy człowiek jest całkiem szczęśliwy małą, niewymagającą szczęśliwością, pełną dobrej woli i wdzięczności za ten błękit, za ten powiew, za tę cudownie obojętną wieczystość wiosny, która przechodzi sobie nad wszystkim górą i robi to, że się człowiekowi on sam i wszystko inne staje takie błahe, maleńkie, przemijające - nieważne. Patrzy na swoje własne szmatławe nogi jak na coś obcego. Swój własny cień - tak zabawnie niepodobny, dzięki kocowi na grzbiecie, a ręcznikowi na głowie - obserwuje jak cudzy i wtedy przychodzi na niego taka chwila, kiedy bezosobowością swoją, tym roztopieniem się w słonecznej bezmyślności i monotonii, staje się nagle po jakiemuś tak cudownie wolny i nieuchwytny. Czasem plączą mu się po głowie wiersze, o których wie, że nigdy nie zostaną napisane, czasem się modli, wreszcie ogarnia go senność ociężała, błoga, uśmiechnięta. Gdzieś daleko, poza obrębem tiurmy, pieją wiosenne koguty.

106


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Slajd13 2 Wraz z postępem choroby zwiększa się także trud opieki nad chorym. Potęguje go coraz 
1. Rys historyczny Rozwój cywilizacji ludzkiej nierozerwalnie związany jest z opanowywaniem coraz ba
Rys historyczny Rozwój ludzkiej cywilizacji związany jest z opanowywaniem coraz bardziej rozwiniętyc
Istotnym elementem puszki jest wieczko. Coraz częściej jest to wieczko łatwootwieralne. Jest to bard
TOWAROZNAWSTWO I EKOLOGIA W ASPEKCIE DZIAŁAŃ LOGISTYCZNYCH Współczesne towaroznawstwo jest coraz bar
IMG 75 (7) Etiologia i patogeneza większości chłoniaków jest niewyjaśniona. Coraz częściej podkreśla
10730 skanowanie0004 sylaba jest głośniejsza, następne są coraz bardziej ciche (See-man). U osób z z
Współpraca dietetyka fizjoterapeutyOpis przypadków Od pewnego czasu coraz bardziej popularny jest
Zauważmy, że mamy do czynienia z coraz bardziej uporczywą tendencją do nadawania środkom, jakim jest
ZAWSZE JEST NAD NAMI. TO PŁACZE CZASAMI DESZCZEM, TO ŚMIEJE SIĘ SŁOŃCEM ALBO GWIAZD
DHTML0004 Dla Jocelyn, dzięki której moje życie jest każdego dnia coraz bardziej dynamiczne.
promowana jest coraz bardziej zaokrąglona sylwetka i społeczeństwa nie są lipofobiczne. Podobnie met

więcej podobnych podstron