Nagle wybija się przed nas Cesia w swoim błękitnym kubraczku. Wtyka niespodzianie głowę w piasek i zaczyna machać kozły! Jeden - drugi - trzeci - czwarty... Więzienne trepy, w których jedzie od Lwowa, po-rozlatywały się na boki... Mniejsza o trepy! Mniejsza o piasek we włosach! Mniejsza o wszystko!
Wolne! Wolne! Wolne! Boże miłosierny! Wolne!
Stało się! Ów czekany, przeczuwany, wymodlony cud dopełnił się oto nad nami! Nie śni nam się! To prawda! Prawda! Prawda!
I jeszcze jeden koziołek. I jeszcze jeden...
Zaczyna się znowu okres czekania, lecz jakże inny od poprzedniego! Pierzemy bieliznę, cerujemy pończochy, szyjemy worki. Chcemy być gotowe, bo nie wiemy dnia ni godziny...
Olszewski skończył już widać z trumnami i ma teraz do czynienia z darnią, którą okłada na zimę ziemianki. On to przynosi nam pewnego dnia wiadomość, że duża, pełna mężczyzn barża mijała wczoraj tamten sangrodek. Co żyło, wyległo na brzeg patrzeć. Jechali z odkrytymi głowami, śpiewając Jeszcze Polska. Na żerdzi, wysoko w słońcu powiewała biało-czerwona chorągiew.
Polacy na brzegu pozdejmowali czapki i śpiewali też. Nikt się nie wstydził łez. My też, kiedyśmy tego słuchały.
Pomylona Karczak chodzi dumna jak paw. Cieszy się z nami naszą radością. Strzela zwycięskim okiem ku Ninie, ku zaw-chozowi, ku nieszczęsnej, głupiej Trusiowej. Babsko struło się właśnie starą konserwą od swego Parysa, jest nieprzytomne, majaczy, rzuca się, wymiotuje. Poczciwa Katia ratuje ją, jak może, a i nas złość już odeszła, bo triumf nasz kompletny, a chora wygląda jak stwór i nie wiadomo, czy się wykaraska.
Żal nam tylko bardzo tych z naszych towarzyszek niedoli, których amnestia nie dotyczy. Zwłaszcza kilku Rumunek i Węgierek. Są to stworzenia ciche i potulne, tak samo skrzywdzone jak my. Te nie wypominają nam naszego szczęścia, raczej nie mówią o nim, tylko im oczy nabiegają grubymi łzami, ilekroć ktoś przy nich wspomni o naszym bliskim wyjeździe. Stały się także jakieś bardziej ociężałe i bardziej znużone niż przedtem. To musi być naprawdę strasznie rozgoryczające otrzeć się tak blisko o cud, widzieć, jak go doświadczają inne - tuż obok, na kojce - a nie mieć żadnej - żadnej - nadziei dla siebie. Toteż - dziwny, nielogiczny rykoszet uczuć - czujemy się po jakiemuś winne wobec nich.
Nie wiemy jeszcze - i długo nie będziemy jeszcze wiedzieć - że amne-
235