mowlęciem na ręku. Obok żona. Gruba, ciężka baba w chustce lub białym berecie na głowie.
Kościołów nie zamknęli. Nałożyli na nie tylko olbrzymie podatki. Ofiarność parafian jest wprost niewiarygodna. Księża chodzą przeważnie po cywilnemu; bo wyłapują ich pod byle pozorem.
Większość klasztorów tylko rozpędzili. W Sacre-Coeur mieszka balet z Kijowa. Zakonnice, przebrane po świecku, muszą im usługiwać, gotować, sprzątać. U karmelitanek - szpital. Jedynie szkoły benedyktynek i urszulanek jeszcze się jakoś trzymają. Oczywiście program nauk przycięty ściśle do okoliczności. Żadnej nauki religii, żadnej historii. W obu szkołach stoi na czele żydowsko-komunistyczna komisja.
Władze urządzają dla młodzieży przymusowe antyreligijne mityngi. Jest wykład, a potem dyskusja. Postawa dzieci wspaniała. Na jednym z mityngów wykładowca rzuca sali pytanie:
- Gdzie wy widzicie tego waszego Boga? Gdzie on jest?
- W niebie.
- Ot i nieprawda! Jestem lotczykiem. Latałem nieraz wysoko, bardzo wysoko, pod samo niebo. I oglądałem się. I żadnego Boga nie widziałem.
- Trzeba było spaść i zabić się. Zaraz by Go pan zobaczył!
To autentyczna odpowiedź czternastoletniego chłopca.
Choć rzecz jest przez władze bardzo źle widziana, nieraz, na najwcześniejszych mszach świętych spotyka się po kościołach sowieckich żołnierzy. U wejścia. W kąciku. Nieśmiało. Czapka z gwiazdą leży obok na podłodze, a duże, ciężkie ręce piszą po szynelu niewprawne, prawosławne krzyże.
Było też kilka cichych ślubów wśród tych z kijowskiego baletu.
Chyłkiem najczęściej, w tajemnicy przed mężem, żony komandirów przynoszą proboszczom dzieci do chrztu. Jednego z nich budzi w nocy dzwonek. Otwiera. W drzwiach szynel. Jest pewny, że to aresztowanie. Nie. Chodzi o spowiedź. Odbyła się nocą, w pustym zamkniętym kościele.
Mamy nowych lokatorów. Narzuconych oczywiście. W zamian za żelazny piecyk do swego zakutego mrozem pokoju obiecał Habicha szmatławemu blacharzowi z przedmieścia - mieszkanie. Teraz o mieszkanie równie prawie trudno jak o taki żelazny samowarek. Dostał piecyk, zatem musi dać pokój. Sprowadza nam całą rodzinę w sam środek domu.
18