KRASNOJARSK
Nadchodzące z Czrezwyczajki do kancelarii więziennej ćwiartki papieru z krótkimi, podobnymi do mego wyrokami dotyczyły coraz większej liczby więźniów. Gdy zebrało się nas, skazanych, około dwóch setek, dostaliśmy pewnego dnia wrześniowego polecenie zabrania swoich rzeczy, po czym ciągle pod mocną eskortą zostaliśmy odprowadzeni do baraków obozu koncentracyjnego w pobliżu Irkucka, z którego po parotygodnio-wym pobycie przewieziono nas w większej partii do Krasnojarska.
Pobyt w obozie koncentracyjnym okazał się prawie przyjemny. Baraki, zbudowane dla jeńców wojennych, były obszerne, mieściliśmy się tam swobodnie, a w ciągu dnia mieliśmy dużo miejsca na spacery w obrębie drutów kolczastych. Czas jesienny był piękny, dokoła dużo trawy, a nieco dalej widniał żółknący las. W barakach zastaliśmy dużo mieszkańców, wśród nich wielu Polaków z Dywizji Syberyjskiej, a także Polaków, którzy zostali osadzeni w obozie tylko dlatego, że są Polakami.
Poznaliśmy się wszyscy szybko, zaczęliśmy się dzielić wiadomościami, które dochodziły z dalekiego frontu w Europie. Zaczęliśmy snuć projekty.
Do Krasnojarska przybyliśmy po południu i wielką naszą gromadę odprowadzano przez całe miasto do obozu krasnojarskiego, położonego w odległości około 7 kilometrów. Jest rzeczą zdumiewającą, jak niespodziewane bywają czasem spotkania. Gdy tak szliśmy z naszymi tłumokami przez ulice miasta, a mieszkańcy zatrzymywali się i przyglądali się nam z uwagą, w pewnej chwili na głównej ulicy spostrzegłem mego dawnego kolegę — Bułgara Pulewa, który szedł sobie zupełnie
250