sztuk. Sufit jest tak nisko, że mogłabym go dosięgnąć. Wzdłuż ścian szereg małych, kwadratowych okienek, którymi tuż pod brodą chlupocze za szybkami rzeka. Wszystko to chwytam jednym spojrzeniem, bo zapałka gaśnie. Zalewa nas znowu nieprzejrzana ciemność.
Ktoś w tej ciemności wpada na genialny pomysł. Oto w pustą po konserwach puszkę zbiera się od wszystkich po grudce na oślep wymacanej margaryny, wtyka w nią z kłaków skręcony knot i po chwili mamy już taką zaduszną lampeczkę, kłującą rozskwierczanym płomykiem puszysty brzuch zwisającej tuż nad nią ciemności.
Poznajdowaliśmy się na szczęście wszyscy. Zaraz mi raźniej, skoro wiem, że nie jestem tu sama. Szczęśliwi ze zdobytego na nocleg miejsca, brudni, zmęczeni i po zmęczeniu ziębnący coraz dotkliwiej w tej wilgotnej szufladzie, jemy na podłodze nasz pierwszy dzisiaj posiłek: mokry chleb z gorzką bryndzą i margaryną. Nie ma go czym popić, więc ledwie przez gardło przechodzi.
A zaraz potem, ciasno rzędem zsunięci na podłodze, pozawijani w co kto ma, układamy się do snu. Świetnie! Naprawdę świetnie! Moglibyśmy przecie sterczeć do rana pod drabiną, płotem czy murem. Nasze bezcenne worki manny wepchnięte pod głowy nie tyle może dla wygody, ile dla bezpieczeństwa. Zdajemy sobie sprawę, że los namiótł dziś do tej szuflady dużo takiego bezimiennego, ludzkiego szlamu jak ten, który chlupocząc tuż za szybkami zbiera się wokół brzucha naszej opatrznościowej, pływającej gospody.
Był to może najbardziej awanturniczy nocleg ze wszystkich, jakich zaznałam w Rosji. Tło jak z kryminalnej powieści.
Z całego następnego dnia mam tylko okruchy w pamięci.
Widzę się tkwiącą znów godzinami na straży przy cudzych i swoich rzeczach, na zabłoconym jak bezpański pies skwerze w środku miasta. Mizerny ten placyk zawalony jest uchodźcami i ewakuowanymi z Ukrainy, którzy biwakują tu od tygodni pod gołym niebem. Niektórzy zainstalowali się już na dobre. Mają z koców porobione budy, ściany ze spiętrzonych kufrów i pak, prymusy na kilku błotem zlepionych cegłach, leżaki obok kołysek. Całe domostwa po prostu. Przeważnie Żydzi, ale jest wśród nich też pewien procent Rosjan. Brudne, rozczochrane kobiety piorą bieliznę w poobij anych miednicach, wietrzą czy suszą zamoczone przez dzieci piernaty, trzymają na patyku sagany nad ogieńkiem, do którego mężczyźni dokładają z namaszczeniem trzaski cudem zdobyte-
18 - W domu... 273