gdzie przekazano Informacji Wojskowej, urzędującej w jednej z willi, niedaleko dworca kolejowego. Tu zostali przesłuchani na temat siły atakujących wojsk niemieckich (jakie rodzaje broni, pułki, uzbrojenie itp.). Wiadomości uzyskane od jeńców dały dowództwu obrony Helu nowe wnioski co do posunięć taktycznych ze swej strony.
Z kolei kmdr Steyer wydał mi rozkaz, aby pluton żandarmerii odebrał jeńców z Juraty i zabezpieczył ich przed ucieczką, Wyjechałem po nich samochodem z kpr! żand. Jakubowskim. Zastaliśmy jeńców trzymanych pod strażą w jednym pokoju willi. W drzwiach stał barczysty marynarz z bagnetem na karabinie. Jeńcy w wieku po około 40 lat, szczupli, zmi-zerowańi, bez broni i rynsztunku stali przy ścianie. Na moje wejście wyprężyli się do postawy zasadniczej. Przyjrzałem się im z bliska. Ubrani byli w mundury sukienne koloru niebieskiego. Buty kroju pruskiego: rozcięte z zewnątrz cholewy z paskami zapinanymi na sprzączki. Na głowach mieli furażerki z bączkami na przodzie.
Towarzyszącemu mi podoficerowi żandarmerii rozkazałem zrewidować jeńców, następnie zawiązać im oczy chusteczkami do nosa i wyprowadzić do samochodu. Podczas zawiązywania oczu obaj jeńcy drżeli jak w febrze. Myśleli prawdopodobnie, że będą rozstrzelani. Wyprowadzani z budynku trzymali się kurczowo za ręce.
Zawiązanie oczów jeńcom zarządziłem, ponieważ miałem przewieźć ich samochodem na Hel. Droga prowadziła pomiędzy stanowiskami naszych wojsk, chodziło więc o to, aby nie widzieli usytuowania naszych pozycji. Żołnierze z oddziałów, obok których przejeżdżaliśmy, z wielką ciekawością przyglądali się jeńcom.
Na Helu zatrzymaliśmy się w Kolonii Rybackiej przed budynkiem przedwojennego posterunku policji. Tutaj był areszt ogrodzony wysokim parkanem z desek. Miejsce to uznałem za najbardziej odpowiednie na zakwaterowanie dwóch jeńców. Do pilnowania ich pozostawiłem dwóch żandarmów z kpr. Seroką jako dowódcą. Jeńcy zamykani byli do aresztu tylko na noc. W ciągu dnia przebywali w oparkanionym podwórku. Przechodząc ulicą, żołnierze lub osoby cywilne wspinali się na parkan, przyglądali się jeńcom, częstowali ich papierosami, wdawali się w rozmowy. Nie było żadnych wrogich wystąpień do nich, jak to później będąc w niewoli doznaliśmy od ludności niemieckiej.
W budynku aresztu policyjnego jeńcy ci przebywali zaledwie kilka dni. Podczas jednego popołudniowego nalotu bomby spadły na podwórze aresztu, rozwalając częściowo budynek. Zdecydowałem wówczas przenieść jeńców do kwatery plutonu w nadleśniczówce. Od tej pory zamieszkali oni razem z żandarmami w piwnicach. W dzień zatrudnieni byli w kuchni oraz przy furażowaniu i oporządzaniu koni. Głodni nie byli, gdyż w kotłach kuchennych, które czyścili, pozostawało zawsze dużo repety. Jeńcy
285