przy operacjach. Operacja odbyła się akurat przed samym obiadem kapitańskim. Jednak nie udało się uratować życia pasażera Piotra Michalika, gdyż choroba była zbyt zaawansowana; umarł podczas nocy.
Ze zmarłym jechała jego żona, a teraz wdowa, z którą po śmierci omawialiśmy wszystkie sprawy. Do biura w Nowym Jorku wysłałem radiodepeszę, podając imię i nazwisko pasażera, ale przeoczyłem podać numer biletu. Do przystani w Nowym Jorku przybiliśmy dość późnym wieczorem i — jak potem mi opowiadano — odbyła się następująca scena tragikomiczna.
Do biura naszego intendenta natychmiast po przycumowaniu statku zgłosiła się pani Michalikowa z lądu, która z płaczem zaczęła się dopytywać, gdzie są zwłoki jej zmarłego męża Jerzego Michalika. W międzyczasie pasażer Jerzy Michalik, zupełnie zdrowy, który też z nami przyjechał, ale któremu bilet sprzedano w Warszawie, o czym biuro w Nowym Jorku jeszcze nie mogło wiedzieć, schodził na ląd i ze zdziwieniem słuchał, jak znajomi zwracają się do niego: „Hallo, George, a my przyjechaliśmy po twoje zwłoki”. Nieporozumienie wyjaśniło się niebawem. Pani Michalikowa, uspokojona w biurze intendenta, bardzo się ucieszyła, że jej George żyje i jest zdrów. Wszyscy, razem ze znajomymi, zabrali się do samochodu, w którym zamierzano przewieźć trumnę, i pojechali do domu, gdzie była już przygotowana stypa i przyniesiono dużo wianków. Bawili się do rana. W prasie amerykańskiej ukazały się żartobliwe artykuły i komentarze.
W drodze powrotnej pech nas prześladował. Jedna z pasażerek tańcząc, potknęła się tak niefortunnie, iż złamała sobie nogę. Jeden z palaczy wywichnął sobie nogę w udzie i biedny lekarz razem ze starszym mechanikiem namęczyli się długo, zanim nogę wprawili, gdyż palacz nie zgadzał się na przyjęcie środka narkotycznego. Poza tym byli w szpitalu okrętowym inni chorzy, co wszystko razem dawało lekarzowi dużo zajęcia.
W wyniku tego wszystkiego, a także zapewne pod wrażeniem dokonanej w drodze do Nowego Jorku operacji, lekarz sam poczuł się niezdrowym. Położył się i gdy czuł się coraz gorzej, poszedłem do niego. Oświadczył mi, że ma zupełnie takie same objawy choroby jak biedny Michalik i że według jego zdania
349