W Istambule staliśmy od wczesnego ranka do godziny 6 po południu. Często przyjeżdżał po mnie radca Dubicz, ażeby zabrać mnie na przejażdżkę samochodem. Jechałem chętnie. Byłem bardzo zadowolony, że hamulec samochodu jest dobry. Radca Dubicz nie umiał jeździć wolno, ale też miał doskonałą wprawę w jeździe po Istambule. Zdaje się, że jego samochód był powszechnie znany. Czasem jechaliśmy na bazar, gdzie oglądaliśmy dywany perskie, których tam mnogość i rozmaitość wielka.
Nazajutrz około południa przybywaliśmy do Konstancy, gdzie byliśmy pod opieką naszych znajomych urzędników celnych i policyjnych, zdaje się dostatecznie zainteresowanych, ażeby się nami opiekować. Postój bywał dość spokojny. Przygotowywaliśmy się do drogi w środę. Czasem wieczorem szedłem do jednej z restauracji, gdzie obstalowywałem sobie danie z doskonałego kefala lub jakiejś innej ryby, której tu obfitość.
Dyrektor Plinius podczas jednego ze swoich pobytów w Konstancy oświadczył w rozmowie, że zapewne będę wkrótce przeniesiony na jeden z budujących się w Monfalcone statków dla Linii Północnoamerykańskiej. Podziękowałem dyrektorowi Pliniusowi za pokładane we mnie zaufanie, ale wyraziłem obawę przed objęciem dowództwa statku pierwszego, gdyż mogłem się spodziewać, że trudności będą większe niż przy wykańczaniu statku drugiego, na który miał potem być wyznaczony kapitan Borkowski. Prosiłem dyrektora Pliniusa, żebym mógł, jeżeli to możliwe, być przeniesiony na Linię Północnoamerykańską, gdyż klimat śródziemnomorski był dla mnie rzeczywiście bardzo trudny. Dyrektor oświadczył, że zdaje się trudno mi będzie uniknąć delegowania właśnie na pierwszy statek, ale że przedtem uzyskam urlop wypoczynkowy.
We wrześniu, gdy wyładowaliśmy naszych pasażerów w portach palestyńskich, stosownie od ustalonego planu nie powróciliśmy do Konstancy, lecz wyruszyliśmy do Triestu, a następnie przeszliśmy do Monfalcone, gdzie miał się odbyć kolejny remont „Polonii”. Po roku żeglugi w klimacie ciepłym statek był dokładnie zanieczyszczony, wszędzie dużo robactwa, zwłaszcza karaluchów, niemożliwych do zwalczenia zwykłymi sposobami. Dyrektorowa Pliniusowa, która odbyła z nami podróż do Triestu, w walizce znalazła tyle karaluchów, że się krępowała jechać
376