Załoga „Wiehra” pragnęła otworzyć ogień z dział dalekomorskich1 130 mm do pancernika „Schleswig-Holstein”, który bombardował naszych braci na Westerplatte. Prawdopodobnie nasz dowódca kmdr por. de Walden zwracał się do Dowództwa Floty o zezwolenie, którego zapewne nie otrzymał z uwagi na to, aby nie stwarzać precedensu, że Polacy bombardują cywilną ludność Wolnego Miasta, za jakie oficjalnie uchodził Gdańsk.
Noc z 2 na 3 września, chociaż Hel nie posiadał i nie stosował środków oświetlających ani reflektorów, nazwaliśmy nocą świętojańską. Samoloty wrogie nadlatywały z ciemnego tła horyzontu. Działa okrętowe bez przerwy kropiły, celując do błysków strzałów nadlatujących samolotów. Załoga „Wiehra” miała dobrą szkołę, oczy obserwatorów i celowniczych nauczyły się patrzeć w nocy i wyśledzić ciemną sylwetkę samolotu, do którego otwierano skuteczny ogień. Skutek takiego strzelania można było stwierdzić w dniu 3 września. Marynarze znosili mnóstwo blaszek duraluminio-wych, które stanowiły opancerzenia samolotów hitlerowskich 1 2. W ciągłej walce z atakującymi nas samolotami nadlatującymi po kilka sztuk, przetrwaliśmy noc.
Nastał dzień 3 września, w którym „Wicher” miał nareszcie możność zdać egzamin ze swojej umiejętności bojowej. Rano, parę minut przed godz. 7, ze wschodem słońca i ze słońcem od wschodu czyli od strony Gdańska, obserwator dalmierzysta nr 1 mat Wójcik silnym głosem zameldował: „Panie poruczniku, dwa okręty idą kursem z Gdańska, odległość około 30 000 m”. Na pomoście pełnił wachtę zastępca oficera artylerii ppor. mar. Mamak; rozkazał obserwowanie wroga i korygowanie namiaru. Po podaniu namiaru przez dalmierzystę nr 1 i dalmierzystę nr 2 na rufie, średniej odległości 26 000 m, załogę poderwano sygnałem alarmu bojowego. Komendę przejął I oficer artylerii per. mar. Kowalski.
Przyszedł rozkaz: „Przekaźniki w ruch”. Po uruchomieniu przetwornic i włączeniu prądu na przekaźniki uruchomiono konżugator, obserwowano wroga i korygowano odległość na dalocelowanie. Kiedy podano odległość 14 500 m, z wrogich okrętów tryskały jaskrawe błyski, jednocześnie z meldunkiem dalmierzysty: „Panie poruczniku, biją w nas”.
Pierwsze salwy padły o wiele za krótkie. W tym momencie „Gryf” ■'widał salwy. Fakt ten przeraził mnie, gdyż zdawałem sobie sprawę, że .korygowanie namiaru będzie utrudnione, o ile zaś padnie nasz strzał, to utrudni on namiar dla „Gryfa”. Dowódca okrętu i I oficer artylerii „Wich-ra” z tego powodu wstrzymali oddanie strzału do czasu ustalenia, do którego z okrętów wroga ma strzelać „Gryf” i „Wicher”. Po krótkim czasie „Wicher” otworzył ogień do drugiego idącego w szyku okrętu wroga. Przyszedł rozkaz z pomostu: „Ogień ciągły. Pal!” Wszystkie działa przeszły na ogień ciągły. Po zabezpieczeniu rozruszników na tablicy w przetwornicy, pomagałem przy podawaniu pocisków do działa nr 1. Donoszenie po-
63
Autor ma zapewne na myśli działa dalekosiężne.
Porównaj uwagę w przypisie 7 i 9 do relacji de Waldena.