Obraz8 (3)

Obraz8 (3)



272 LOSY PASIERBÓW

Dobył z worka gallety suche i gryząc je, zapijał zimną wodą.

—    Lepiejżeż ta dzietkom gościńca za te grosze kupię — mówił sobie. — Cóż to głód mam? Taki czysty i biały chlebiec!...

O siódmej dwadzieścia wieczór ocknął się na Constitutión w Buenos Aires. Pociąg osobowy do La Platy odchodził punkt ósma, więc wykupił bilet i zatrzymał się przed kioskiem łakoci. Wzrok spoczął na pięknym, czerwonym pudełku z niebieską kokardą.

—    Co to jest? — spytał po chwili wahania.

—    Bombones. Cztery pezy kosztują — odparł właściciel niedbale, szacując uważnie klienta.

Prawie cały dzień pracy z młotem w ręku — zawahał się. Ale miłość ukochanych osób przemogła. Zapłacił, poprosił zawinąć w papier, wsunął do worka i ruszył na peron.

Pociąg już czekał na pasażerów. Zygmunt odnalazł wagon drugiej klasy dla palących, wsunął bagaż w próżnym przedziale pod ławkę i usiadł nad nim.

Za chwilę weszło do tegoż przedziału dwóch wysokich mężczyzn. Jeden starszy wiekiem i zażywny, drugi młody i chudy jak szczapa. Usiedli na przeciwko siebie. Chudy zapalił papierosa, gruby spojrzał na zegarek i rzekł po polsku:

—    Jeśli wszystko pójdzie normalnie, to o dziesiątej będziemy w Berisso.

—    Może nawet wcześniej — dodał chudy.

Zygmuntowi usta się rozwarły z ciekawości.

—    Przepraszam za śmiałość. Panowie do Berisso jadą? — spytał.

—    Tak, do Berisso. Do domów swoich — odparł gruby. — A rodak widać z kampy wraca?

—    Tak. Pracowałem pewien czas przy budowie kolei, potem na kosieczę wyjechałem. W Berisso mam żonę z dziećmi.

—    A gdzież mieszkacie?

—    Przy końcu Sesenta, na kwartale Fanto-niego, ale od wschodniego kanału, to znaczy się przy Gćnova. A panowie gdzie?

—    Mniej więcej w centrum miasta. Niedaleko Towarzystwa.

—    Jakiego Towarzystwa?

—    No jakiegoż? Polskiego, co przy Nńpoles.

Zygmunt patrzył na człowieka zdumiony.

—    Dalibóg nie znam. Prawie trzy miesiące mieszkałem w Berisso, i nawet nie słyszałem o żadnym polskim Towarzystwie.

—    To jest bardzo dziwne. Przecież w samym środku miasta stoi.

—    Nigdy nie przychodziło się tam być, żadnej potrzeby nie miałem w tamtej stronie. Mieszkałem znowu pośród ludzi bardzo nam wrogich, nie wchodząc z nimi w wielkie gawędy. Po drugie familijnym będąc, nie chciało się szwędać po mieście, śpieszyło zawsze do rodziny. Wkońcu dostałem pracę w fabryce i zacząłem reperować ranczo dla siebie, więc zajęcia miałem po uszy. I to duże, prawdziwe Towarzystwo?

—    Ponad sześćdziesiąt chłopów mamy. Książki do czytania ludziom swoim pożyczamy, dzieci po polsku uczymy, dom własny powiększamy!

—    Są może i nasi z Kresów Wschodnich?

—    Co najmniej połowa stamtąd. On też kresowiak — wskazał na chudego.

—    Jaka szkoda. Myżby inaczej się czuli w tym Berisso. Na pewno ominęłaby nas niejedna przykrość. Licho nas zagnało w towarzystwo ludzi złych i bardzo głupich, zbałamuconych propagandą bolszewicką.

I przechodząc od rzeczy do rzeczy, poinfor-


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Obraz6 (3) 288 LOSY PASIERBÓW śmiecie wrócić — odrzekł Zygmunt, odwzajemniając się równie czułym
46311 Obraz3 (7) 122 LOSY PASIERBÓW bronią kapitalistów. Wiemy, że wszystkie religie w świecie są k
12693 Obraz6 (5) 188 LOSY PASIERBÓW sariatu. Tam zrewidowano każdego na nowo i przesłuchano: gdzie
77577 Obraz1 (6) 198 LOSY PASIERBÓW ła zagłuszyć tym w sobie ogarniający ją żal i oburzenie. Ale ni
79084 Obraz9 (3) 294 LOSY PASIERBÓW nej wizyty. Nawet żony twej z dziećmi gdy znajdziemy nie dopuśc
81619 Obraz0 (3) 276 LOSY PASIERBÓW —    A nie lepiej do Konsulatu? Mnie się zdaje,

więcej podobnych podstron