OY
wdzięk — a nade wszystko umiłowanie wolności. Na całym świecie ludzie postrzegają dzikiego koma jako szlachetne i romantyczne zwierzę; zwłaszcza w Ameryce mustang jest wręcz stworzeniem kultowym.
Silver, sławny siwy koń Samotnego Rangera; był, jak nam mówiono, mustangiem, którego zranił bizon i którego nasz ranger wyleczył. W starych westernach kowboje przychodzili z pomocą dzikim koniom, które odwdzięczały im się, akceptując siodło na swoim grzbiecie i biegnąc potem jak wiatr.
Jedna z firm samochodowych nazwała nawet swój produkt mustangiem. Chromowaną sylwetkę galopującego konia — nie różniącą się wcale od obrazu Shy Boya ze stron 210-211 — umieszczono na masce tego wozu, który sprzedawano potem z powodzeniem przez wiele lat jako mały, szybki i młodzieńczy.
Dziwne w tym wszystkim jest to, że romantyczne przywiązanie do mustangów istniało nawet w sercach pionierów z dziewiętnastego wieku, kiedy dzikie konie były na równinach tak powszechne jak jaskółki. Matt Field, podróżujący w roku 1839 po szlaku Santa Fe, ogarnięty podziwem po spotkaniu z pewnym uderzająco pięknym, gniadym ogierem napisał, ze „hodowlanemu koniowi zawsze będzie brakowało tego magicznego, niemożliwego do opisania czaru, który niczym aureola otacza tę istną metaforę wolności... Był swobodny, a my go kochaliśmy za samo to, ze posiada tę wolność, którą pragnęliśmy mu zabrać...”
Po zasiedleniu Zachodu pojawiło się bydło, wzniesiono ogrodzenia i porośnięte bujną trawą prerie, po których wędrowały niegdyś mustangi, przestały tylko do nich należeć. Stada szukały schronienia na położonych wyżej i bardziej niegościnnych terenach. Od tego tez czasu toczy się wojna między tymi, którzy chcą zagospodarować wszel-