Panie! Ja n-ie chcą umrzeć!
Każdy dziś człowiek może pchnąć mnie nożem — i umrą.
Cholera, tyfus potrafią mnie zmóc,
Pożar mnie może spopielić,
Zwalić mnie może zapalenie płuc,
A człowiek, mój wróg — zastrzelić.
A ja chcą Twymi dary się weselić I żyć.
O, jakże piękne są powszednie dni,
W których się człowiek mozoli W pocie czoła i krwi.
O, jak rozkoszne jest wszystko, co boli.
O, jak cudowne są bezsenne noce,
Pełne słodyczy i łez!
O, jakże pachną jesienne owoce I mokry poranny bez!
A jaki smaczny żytni czarny chleb,
A jaki słodki jasny pszczeli miód,
A jak nas krzepi białe krowie mleko I cieszy wszelki
Dobyty z brzucha ziemi-rodzicielki Płód!
Panie! Ja nie chcą umrzeć!
Chcą zaznać pieszczot niewieściego ciała,
Chcą zaznać dumy ojcowskiej!
Chcą róść i róść wśród szarodziennej troski,
I zrywać jabłka źrałe z moich drzew,
I kłosy ziemi kraść, co mnie wydała,
I dobrą sławą posiąść z dobrych czynów,
Bawić się szczęściem mych córek, mych synów, Mych wnuków!...
O, jak mnie cieszy moja żyzna krew!
Panie!
Mierzę Cię siłą mojego zachwytu!
Nie elektryczność i nie proch strzelniczy,
Tyś — najpiękniejszym naszym wynalazkiem, Ciebie nam głoszą w uroczystej ciszy Z ksiąg Pentateuchu i z kart Ewangelii,
Ciebie proroki wielbią, apostoły.
Stygmaty Twoje, krzyże i ikony Wcieliłeś w różne wiary i zakony,
Cudem nawiedzasz ofiarnicze stoły,
Do dziś o Tobie śpiewa na Synaju Echo wieczyste, do dziś ma Golgocie Grają o Tobie na surmach w złocie —
Anioły.
Tyś najpiękniejszym naszym wynalazkiem, Spraw, żebyś był.
Tobie każemy być szczęścia rozdawcą,
Ciebie wzywamy w udręczeniu — zbawcą: Spraw, żebyś był, jeśli wszystko sprawiasz!
Jeśliś ten sam, który śmiercią karze,
Jeśli w słonecznym rozpalasz się żarze I jawisz w szumie organów nieszpornych W gotyckim tumie —
W rozkołysanej gdy bywasz bożnicy,
Kiedy nad ludem groza grzechów zwisa Na Sądny Dzień —
Przy każdym ciężkim rodzisz się porodzie I konasz razem z żebraczką, co szepce