160
WACŁAW BERENT
cy miejscy’. Popatrzał, podumał, laseczką w bruki podzwonił i poszedł dalej. Tuż za rogiem ulicy, wparte w węgieł, zadrze-mane i jakby przylepione do muru, czyhały maruderki nierządu. .Mors syphilitica"1 — przypomniało się skądciś Jel-sky’emu i stanęły mu przed oczyma ludzkie kalectwa. — Na przedmieściach wyły bez przerwy świstawki fabryczne. Jel-sky'emu zdawało się, że słyszy suchy, suchotniczy kaszel wyschłych, zapracowanych kobiet, rzucających obfite pomioty żółtych, wzdętych i rachitycznych dzieci, zalegających jak robactwo przedmiejskie zaułki.
„Kawiarni!"...
Odpiął kołnierzyk i schował go do kieszeni, nastawił natomiast kołnierz sakpalta2, zsunął cylinder na czoło, wcisnął ręce do kieszeni. Rój czarnych, dokuczliwych myśli prze-płaszał upartym nuceniem miłosnej piosenki:
Nietoperze ro-o-jem
Resztę krwi mej piją...
„Trzeba pisać sprawozdanie o Yvetce!”...
Ryk sygnałów fabrycznych zgłuszyły odległe, ponure grzmoty. Jelsky zmieszał melodię i zaśpiewał w takt tych łoskotów dalekich:
Et du fer pour trauailler3...
„ęa ira, ira, ira!’*... — biły młoty parowe na przedmieściach.
Jelsky potknął się o coś białego. Podniósł z Irotuaru wachlarz, obejrzał i powąchał go. JLilas de perze fleun Lubię!... której to z nich tak pachniały ramiona?... Zaś ona pachnie z gospodarska wodą kolońską, co przypomina bole zębów, migreny, rekonwalescencje po ciężkich wypadkach porodów... Dziwię się, jak mąż mógł to znosić!*
Słychać wreszcie pierwszego przechodnia. Zbliżają się jakieś ciężkie, brutalne kroki. Jelsky machinalnym ruchem chowa wachlarz za pazuchę... Nie mundur wszakże, ale ubranie cywilne, co wzbudza w Jelskym grymas niesmaku
— Gdzie się paliło?
— Nie wiem — brzmi twardo wyniosła odpowiedź. Błysk oczu czujnych, podejrzliwych, i kroki oddalają się powoli — Majestat! — mruczy za nim Jelsky. — Król ciemności! Chamstwo węch ci zepsuje, nie wytropisz nic.
Ledwo ten znikł na zakręcie, a tuż poza Jelskym, jakby spod ziemi wyrosła, zjawia się baba w ciemnej chustce i ciągnie za sobą małego wyrostka o długich kruczych włosach — Signor! signor! — c’ż!4... — słyszy za sobą Jelsky włoską mowę i obrzydliwy porozumiewawczy syk. Odgadując zamiary, rzuca im krótkie: ,va via!”5 — Przypomina sobie wachlarz i rzuca go im. Matka z dzieckiem dopadają do tego kęsa jak dwa psy.
„Jak te szelmy rzeźbiarze podle opłacają swych modeli!... Także ofiary sztuki — tiens!... Chłopczyk wykuty z kamienia zdobi prawdopodobnie, jako duszyczka, mogiłę niejednego opryszka lub kokoty... Ars longa, vita brevis.
Jelsky rozłożył ramiona i ziewnął na całą ulicę.
Cisza, pustka i senność wilgotna wokół, a jednak czuć budzący się gdzieś ruch; ucho nie słyszy, lecz odgaduje, z cięż-
(łac.) — śmierć syfUityczna. Mowa o jednej z akwafort Feliciena Ropsa (1833—1898), o której m. in. wspomina się w po
wieści J.-K. Huysmansa Na wspak i Przybyszewskiego Synach ziemi.
sakpalto (z niem.) — męski płaszcz wiosenny lub letni.
3 (fr.) — słowa z Karmanioli (zob. I, 3, przyp. 3), wiersz ten w poetyckim przekładzie brzmi: „Żelaza w pracy trza".
* (fr.) — początek francuskiej pieśni rewolucyjnej powstałej w r. 1790. „Wszystko pójdzie wyśmienicie”.
9 (fr.) — kwiat perskiego bzu.
6 (wł.) — Panie! panie! — to...
7 va vial (wł.) — odejdź!
8 (łac.) — życie trwa krótko, sztuka — długo. Aforyzm ten przypisuje się myślicielowi i lekarzowi greckiemu, Hipokratesowi lok 460—377 p.n.e.).