prawnika problem samorodnych wartości narodowej kultury wyglądał zupełnie inaczej niż w filozoficzno-li terackiej refleksji. Polska miała • bowiem szansę stworzenia prawdziwie oryginalnej, niepowtarzalnej w swym wyrazie literatury i sztuki, a także myśli historycznej i społecznej, żywiącej się dramatem losów i aspfracji pokonanego, lecz nie uległego narodu. Natomiast w dziedzinie matematyki i fizyki, chemii i technologii, rolnictwa i medycyny pretensje podobne nie mogły być brane poważnie.)
Pytanie o oryginalność twórczości naukowej miało dwa różne 1 znaczenia. Bywało, po pierwsze, pytaniem o to, czy możliwa jest nauka o cechach ósobliwie narodowych: odpowiedź przecząca była już oczywista dla każdego, kto miał w tej mierze kompetencje. „Unarodo-wienie” nauk sprowadzało się do tego, że uczeni ówcześni przykładali się gorliwie do spolszczania terminologii naukowej i filozoficznej i wiele z ich pomysłów pozostało na trwałe w naszym języku97. Po drugie, można było pytać, czy uczeni polscy mają warunki do tego, aby dokonywać odkryć i wynalazków o znaczeniu uniwersalnym. I na to pytanie także trzeba było odpowiedzieć w zasadzie przecząco. -W tworzeniu warsztatów nauk doświadczalnych Polska była o dobre pół wieku opóźniona względem przodujących krajów Zachodu i trzy polskie uniwersytety zaledwie zaczynały opóźnienie to nadrabiać. W roku 1808 mówił polski astronom, że po Koperniku nie zakwitły u nas nauki przyrodzone, a także w sztukach mechanicznych „nie dopuścił bezrząd i zawichrzenia polityczne uczynić postępów mogących pójść z obcymi w porównanie”98.
Głównym zadaniem uczonych i specjalistów polskich tego czasu nie była zatem troska o samorodność idei, lecz uczenie się od zachodnich mistrzów współczesnej metodologii i wiedzy przedmiotowej, a następnie uczenie i krzewienie jej w swoim kraju. Tego nie chciał pojąć Mochnacki, gdy biadał, że w ojczyźnie Kopernika „cudze w laboratoriach naszych powtarzamy doświadczenia”. Na przemian to uznawał, że kultura naukowa rządzić się musi innymi zasadami niż
M
% __ Sprawa ta była donioślejsza, niż by się dziś mogło wydawać; wprawdzie bowiem język polski jut w XVI w.
70
•tał się językiem literackim, ale do potrzeb nauki i filozofii został przystosowany dopiero w pierwszej połowie XIX w- „jeżeli chcemy upowszechnić prawdę i światło między nami, za najpierwszy fundament usiłowań naszych położyć powinniśmy,aby mowę narodową zrobić mową uczoną i zdolną tłumaczyć najgłębsze nauk tajemnice" — pisał w 1810 r. profesor UJ Feliks Jarońtki w rozprawie Jakiejfilozofii Polacy potrzebują?, w cyt. zbiorze pod tymże tytułem, s. 37.
98 J. Łęski, Zarys klasyfikacji nauk, w tymże zblocze, s. 113-114.
sztuka i myśl spekulaty wna, to znów chciał koniecznie na tę pierwszą rozciągnąć swój postulat narodowej samodzielności. „Z ciągłych — pisał — własną pracą, własnym] nabytkami i odkryciami doskonalonych poszukiwań rodzi się historia nauki. [...] Naukę trzeba mieć w sobie, w środku, i z nas samych, z jestestwa naszego wszelką wyciągnąć umiejętność”99. Brzmiało to pięknie, ale program taki, gdyby się byłprzyjął, skazałby kulturę naukową w Polsce na zasklepienie i uwiąd. Uwiąd ten tak czy owak nastąpił, lecz w skutku klęski powstania, która pociągnęła za sobą likwidację polskich instytucji naukowych. Romantyzm nie mógł tej katastrofy wynagrodzić: w najcięższych warunkach rozpalił wielki płomień poezji i mitu, ale w nauce pozostał bezpłodny. ,
Jak widzieliśmy, w porze jesieni Oświecenia filozofia dziejów rozwiązywała antynomię narodowej tradycji i europejskiej cywilizacji w sposób werbalny: przez wynajdywanie formuły kompromisu oraz przez stosowną konstrukcję historycznego opowiadania. Tymczasem odpowiedź kraju sielskiego i dopiero wydobywającego się z feudali-zmu na docierające doń wyzwanie cywilizacji industrialnej była pro* blemem najzupełniej praktycznym, który rozstrzygał się w rządzie i sądzie, w klasie szkolnej i domowej spiżarni, na roli, na drodze i w warsztacie. W procesie wzajemnego dopasowywania się, zawsze trudnego i konfliktowego, zarówno blok narodowego dziedzictwa kulturalnego, jak blok nowej i od zewnątrz wdzierającej się cywilizacji ulegały rozbiciu na elementy składowe, te zaś z kolei — selekcji > i modyfikacjom. Codzienne życie kraju nie stosowało się do wyspe-kulowanych systematów ani do morałów: ludzie przejmowali z obcych wzorów te, które zdawały się im przydatne i te, które im się po prostu podobały.
Jakoż okres od wkroczenia Napoleona w roku 1806 do powstania listopadowego był na ziemiach polskich czasem przyspieszonej europeizacji życia. Proces nie przebiegał rzecz prosta równomiernie: w dużych miastach był bardziej widoczny niż na prowincji, w głowach profesjonalistów wyraźniejszy niż w głowach szlacheckich. Takie umiejętności, jak architektura i inżynieria lądowa, mechanika i górnictwo, kredyt i ubezpieczenia, medycyna, agronomia — były jeszcze u nas w powijakach i oczywiste było, że trzeba się ich uczyć na ,
99 M. Mochnacki, O literaturze polskiej, s. 77-79. 71