zaraz do najogromniejszej wielości rzeczy wyfabrykowania zamierza, aby koszt roboty na wielość fabrykatów rozrzucony tym samym się zmniejszał f...] choćby też te machiny najkosztowniejsze były, kiedy się przez to co na czasie i robotniku oszczędzić może. Większa część tych robót, które się gdzie indziej ręczną robi pracą, tam są wyrządzane przez machiny, którym woda obrotu dodaje, a w niedostatku płynu żywej wody (...] zazwyczaj udają się do tej kunsztownej machiny, której wynalezienie tak wielki honor ludzkiemu przynosi dowcipowi. [...] W fabrykach rzeczonego kraju, które ciekawemu oku to wystawu-ją, co tylko wspaniałego, doskonałego i dowcipnego imaginacja ludzka sobie wystawić może, praca rąk ludzkich tak w wszystkim oszczędzona, że szczególnie to tylko wykonywa, czego machiny wykonać nie mogą, a manufakturzysta tylko osnowę na warsztaty wije, sprężyny nakręca, obrotami dyryguje, materiały przyprawia, a wygotowane nadstawuje rzęziwom, młotom, pilnikom i innym narzędziom, które ich do zamierzonego fasonu kształcą,.wygładzą i polerują”1.
Jeszcze by nam tu Wybickiego wspomnieć, który w tym koncercie niepoślednią grał partię, a nie mniejsze od innych czuł powołanie do tego, aby braci szlachtę od zadawnionych przesądów odwieść i wraz z ich funduszami do nowych dzieł zachęcić. Więc w tym czasie, kiedy sejm uchwalał Prawo o miastach, Wybicki spłodził dydaktyczną i zupełnie nie-Molierowską sztukę Szlachcic mieszczanin, a na jej bohatera wykreował dziedzica, który w swym podupadłym nieco / folwarku załadował na bryki wszystkie, jakie miał, skóry, woski, lny, konopie i warsztaty — i powiózł je do miasta, by tam założyć rękodzielnię, pod której stropem zawiesi sobie, jeśli mu się tak spodoba, szablę — symbol szlacheckiego klejnotu2. Fabuła ta o lat osiemdziesiąt poprzedza podobne w treści pomysły pozytywistów.
• I teraz już przywróćmy właściwą rzeczy proporcję. Ta propaganda industrializacji z ostatnich lat przedrozbiorowych tworzyła zaledwie wątły strumyk opinii, przytłumiony dominującym* szlacheckim agra-ryzmem i słabo słyszalny w rozgwarze znacznie bardziej pasjonujących sporów politycznych o ustrój państwa. Warto jednak pamiętać o tej garstce niecierpliwych domorosłych ekonomistów, których futurystyczne projekty o ćwierć wieku poprzedziły epokę bojowego
industrializmu francuskiego lat Restauracji. Strumyk ten nie wysechł z upadkiem Rzeczypospolitej: wynurzy się na powrót na powierzchnię polskiego życia umysłowego w latach Księstwa Warszawskiego, którego sprężysty i arbitralny rząd wzbudził nowe nadzieje zwolenników energicznego pchnięcia kraju na szlak cywilizacji przemysłowej. W forsowaniu tej idei — obok dogasającego już Naxa, obok dzielących swój czas i siły między zbyt liczne zatrudnienia Staszica i Wybickiego — wyróżniał się niezmiernie czynny Antoni Gliszczyński, najbardziej burżuazyjnie myślący spomiędzy byłych posłów Sejmu Wielkiego3. Bez wątpienia jednak najwymowniejszym rzeczni-kieni idei ekonomicznego przełomu stał się teraz Wawrzyniec Suro-wiecki, pisarz, który w nieporównany sposób łączyć umiał oschłą statystykę ze spojrzeniem wizjonera, spojrzeniem skierowanym w przeszłość dziejową Polski (o czym się tu już w poprzednim rozdziale wspomniało) i w przyszłość zarazem.
Nas tu nie interesuje historia doktryn ekonomicznych i ich aparatu pojęciowego. U ekonomistów interesują nas ich wybory aksjologiczne i praca wyobraźni. To, jaki krajobraz widzieli na horyzoncie, jaki świat chcieli pomóc tworzyć, jakiemu postulowanemu typowi kultury i organizacji społecznej służyć miały wykładane przez nich zasady rachunku gospodarczego. Takie kryterium zdaje się szczególnie prawomocne w odniesieniu do epoki, w której każdy polski autor ekonomiczny oznajmiał swoją niechęć do abstrakcyjnych „spekulacji” i chęć uczynienia z ekonomii nauki użytecznej, ustalającej cele i środki rozwoju gospodarstwa narodbwego.
Dedykowane ministrowi Łubieńskiemu dzieło Surowieckiego O upadku przemysłu i miast w Polszczę (1810) jest — tak w swym wezwaniu, jak w retoryce -^.ostatnim wielkim moralitetem politycznym naszego Oświecenia, jego późno dojrzałym owocem. W klasycznym oświeceniowym stylu osadzony jest kontrapunkt między obrazem cywilizacyjnej świetności dawnej Polski, od Kazimierza po wiek Zygmuntów, a przeraźliwym stanem upadku, w jaki pogrążyła się ojczyzna w ciągu następnych dwu stuleci. U nikogo, nawet u Staszica, kontrast między światłem XVI a mrokiem XVIII wieku nie został tak jak u Surowieckiego wyostrzony. „Za cóż obszerne owe pola, które niegdyś bujnym pyszniły się plonem, okrywają teraz ponure bory?
Ibidem,.•. 153-154.
J. Wybicki, Szlachcic mieszczanin, w tegoż: Utwory dramatyczne, Warszawa 1963, zob. zwł. i. 378-383
£4 i 437-438.
Zob. wypowiedzi Gliszczyńskiego w zbiorze Korrtspondmya tu manryaeh obras kraiu i narodu poltkitgo rotiasmających, Warszawa 1807,