szybami, jest otwarte, widok podwórza odbija się ponadto w jednym z jego skrzydeł.
Między dwoma skrzydłami, a także przez skrzydło prawe, na wpół uchylone, widać lewą część dziedzińca, przeciętą na dwoje pionową ramą okienną; stoi tam kryta brezentem ciężarówka, zwrócona maską w kierunku północnego sektora plantacji. Pod plandeką stoi skrzynia z jasnego drzewa, nowa; duże czarne litery, którymi została opatrzona, malowane przez szablon, odwrócone są do góry nogami.
Odbijający się w lewym skrzydle krajobraz zyskuje na blasku, aczkolwiek jest ciemniejszy. Ponadto został zniekształcony przez skazy w szkle: zielone plamy o odcieniu drzew bananowych, okrągłe lub półkoliste, wędrują pośrodku dziedzińca, przed szopami magazynów.
Można jednak rozpoznać duży, niebieski samochód osobowy zniekształcony przez jeden z tych ruchliwych krążków listowia, jak również suknię A... obok samochodu.
A... pochyla się ku drzwiczkom; jeśli szyba została w nich opuszczona — co jest prawdopodobne — A... mogła wsunąć twarz do środka, ponad oparciem siedzenia. Gdy ponownie zechce się wyprostować, ryzykuje, że jej uczesanie może zostać zburzone przez krawędź karoserii i włosy rozsypią się przy powitaniu z mężczyzną, który pozostał za kierownicą.
To on, uprzejmy i uśmiechnięty, znowu przyjechał na kolację. Rozsiadł się w jednym ze skórzanych foteli, mamo że nikt mu go nie wskazał, i jak zwykle wydaje wtedy okrzyk:
— Och, jak dobrze się w nim siedzi!
Jego biała koszula tworzy w mroku jaśniejszą plamę na tle ściany domu.
W obawie, by nie rozlać płynu, co mógłby spowodować jeden niezręczny ruch w całkowitym mroku, A... podchodzi najbliżej jak można do fotela Franka, ostrożnie trzymając w prawym ręku szklankę, dla niego przeznaczoną. Opierając drugą rękę o poręcz, pochyla się ku niemu tak nisko, że ich głowy stykają się ze sobą. Frank szepce parę słów, zapewne podziękowania. Ale słowa gubią się w dochodzącym zewsząd głośnym graniu świerszczy.
Teraz przy stole — lampy już zawsze rozstawia się tak, by ich światło nie padało bezpośrednio na siedzących — rozmowa toczy się na zwykłe tematy, padają te same zdania.
Ciężarówka Franka popsuła się w połowie wzniesienia między sześćdziesiątym kilometrem — gdzie droga schodzi z równiny — a pierwszą wioską. Wóz żandarmerii, który właśnie tamtędy przejeżdżał, zajechał na plantację, żeby go o tym zawiadomić. Kiedy Frank przybył na miejsce w dwie godziny później, nie znalazł swej ciężarówki we wskazanym punkcie, lecz o wiele niżej, gdyż szo-
41