ni twarzami ku sobie — dwóch na prawym, trzech na lewym brzegu. Zapewne rozmawiają o tym, w jaki sposób zabrać się do wykonania tej roboty, albo odpoczywają chwilę przed nowym wysiłkiem, zmęczeni dźwiganiem pali, które przynieśli aż tutaj. W każdym razie teraz pozostają w całkowitym bezruchu.
Wśród plantacji, za ich plecami, jedna z parceli ma kształt trapezu i ciągnie się w górę rzeki; od czasu gdy zasadzono na niej drzewa, nie było jeszcze żadnych zbiorów, toteż zachowały one nieskazitelnie regularny układ piątkowy.
Pięciu ludzi przykucniętych po obu stronach mostku także stanowi pewien układ symetryczny: rozmieścili się w dwóch równoległych liniach, zachowując w obu grupach jednakowe odstępy między sobą; dwóch mężczyzn na prawym brzegu — widać tylko ich plecy — zajęło miejsca, z których każde przypada akurat mą środek odległości dzielących pozostałych trzech mężczyzn na lewym brzegu: ci patrzą w kierunku domu, gdzie A... stoi obok framugi okna.
Stoi wyprostowana. Trzyma w ręku blado-niebieską kartkę papieru, zwykłego listowego formatu, na której widać wyraźnie załamania, świadczące, że była uprzednio złożona na czworo. Lecz ramię jest wpółopuszczo-ne i kartka papieru znajduje się na poziomie bioder. A... patrzy nie na nią, lecz w stronę przeciwległych zbgczy; błądzi wzrokiem po horyzoncie. Słucha ludowej pieśni, odległej, ale jeszcze wyraźnej, która dobiega aż tu, do tarasu.
1P0 drugiej stronie drzwi prowadzących na korytarz, pod jednym z okien gabinetu, Frank siedzi w fotelu.
A..., ktÓTa sama poszła po napoje, stawia teraz pełną tacę na niskim stoliku. Odkorko-wuje koniak i nalewa go do trzech szklanek stojących rzędem. Potem dopełnia je wodą mineralną. Kiedy podała już dwie pierwsze, siada w pustym fotelu, z trzecią szklanką w ręku.
I dopiero wtedy pyta, czy będą potrzebowali kostek lodu, zazwyczaj podawanych z napojem, dając do zrozumienia, że butelki zostały dopiero co wyjęte z lodówki, lecz tylko jedna z nich pokrywa się mgiełką w zetknięciu z powietrzem.
Przywołuje boya. Nikt nie odpowiada.
— Jedno z nas powino pójść po lód.
Ale ani ona, ani Frank nawet nie drgnęli w swych fotelach.
W kuchni boy właśnie już wyjmuje kostki lodu z foremek, zapewniając, że robi to zgodnie z poleceniem swej pani. I dodaje, że zaraz je przyniesie, zamiast wyjaśnić dokładnie, kiedy to polecenie otrzymał.
Frank i A... nadal siedzą w swych fotelach na tarasie. A... nie spieszy się z podaniem lodu: jeszcze nie dotknęła nawet wiaderka, któ-
75