stronie łóżka, wsunięte jest pod głowę, zagłębioną w poduszce. Drugie — leży w poprzek bardzo szerokiego posłania, odchylone od ciała pod kątem mniej więcej czterdziestu pięciu stopni. Twarz zwrócona w kierunku sufitu. Oczy w mroku wydają się jeszcze większe.
Obok łóżka, pod tą samą ścianą, znajduje się duża komoda. A... stoi przy niej, pochylona nad półotwartą najwyższą szufladą — albo czegoś w niej szukając, albo porządkując jej wnętrze. Robi to długo, przy czym nie zmienia pozycji ciała.
Siedzi w fotelu, między drzwiami na korytarz a biurkiem. Jeszcze raz czyta list, który nosi wyraźne ślady po uprzednim złożeniu na osiem części. Skrzyżowała swe długie nogi, zakładając jedną na drugą. Prawą ręką trzyma kartkę w powietrzu, na wysokości twarzy, lewą ujmuje skraj poręczy fotela.
A... siedzi przy stole, blisko pierwszego okna, i pisze list lub raczej szykuje się do pisania, a może właśnie przed chwilą skończyła go już pisać. Pióro zawisło nierucho-jno, parę centymetrów nad papierem. Twarz znowu uniosła się i zwrócona jest w kierunku kalendarza wiszącego na ścianie.
Całą przestrzeń między tym pierwszym oknem a drugim zajmuje duża szafa. A..., która stoi obok niej, jest więc widoczna jedynie przez trzecie okno, to w zachodniej, szczytowej ścianie. Ta szafa ma lustro. A... ze sku-płoną uwagą, z bardzo bliska przygląda się w nim swojej twarzy.
Teraz skryła się, jeszcze bardziej na prawo, w rogu pokoju, który jednocześnie stanowi południowo-zachodni róg domu. Nietrudno byłoby ją obserwować przez jedne z drzwi — od korytarza lub łazienki, ale drzwi są w całości z drzewa, nie mają żaluzji, przez które można by zajTzeć do wnętrza. A przez żadną żaluzję w każdym z trzech okien nie można teraz nic dostrzec.
Teraz dom jest pusty.
A... pojechała do miasta z Frankiem, żeby załatwić pilne zakupy. Nie określiła zresztą, jakie.
Wyjechali bardzo wcześnie, by mieć czas konieczny do załatwienia spraw, a przy tym móc wrócić na plantację tego samego wieczoru.
Opuściwszy dom o wpół do siódmej rano liczyli, że będą z powrotem niedługo po północy, oznacza to osiemnaście godzin nieobecności, w tym co najmniej osiem godzin samej jazdy, jeśli wszystko dobrze pójdzie.
Ale przy tych złych drogach można zawsze obawiać się spóźnienia. Nawet jeśli wybiorą się w drogę o przewidzianej godzinie, zaraz po szybko zjedzonej kolacji, łatwo może się zdarzyć, że wrócą dopiero o pierwszej w nocy, a nawet znacznie później.
87