W pewnym dużym mieście był bardzo duży kolejowy dworzec. Po peronie na tym dworcu przechadzał się łakomy niedźwiadek (ale to nie byłem ja!). W łapkach trzymał lizak - wielki, czerwony i niezwykle słodki.
Właśnie zbliżały się wakacje, wiele dzieci wyjeżdżało z tego dworca na kolonie i na wczasy. Może ten miś przyszedł tu po to, żeby pożegnać swoich przyjaciół. Podstawiono właśnie pociąg i dzieci zaczęły wchodzić do wagonów, a niedźwiadek spacerował po peronie i lizał lizak. Jaki on musiał być smaczny i pachnący! Niedźwiadek coraz to mlaskał językiem.
(W tym momencie wszyscy słuchacze przełknęli głośno ślinkę).
Kiedy już dzieci były w wagonach, wyszedł na peron dyżurny ruchu w czerwonej czapce, z blaszanym „lizakiem” w ręku. Okna wagonów były pełne dzieci. Taki panował tam gwar, że trudno opisać.
■Ig- Do widzenia, do widzenia! Szczęśliwej podróży! - wołał miś i wymachiwał łapkami.
Dyżurny ruchu chciał wznieść blaszany „lizak” do góry żeby dać sygnał odjazdu - ale „lizak” wysunął mu się z ręki i wpadł pod koła wagonu.
- Ach!... - zawołał zmartwiony dyżurny ruchu. - Czym teraz dam sygnał? Jak odprawię pociąg, którym dzieci mają jechać na wakacje?
Podbiegł wtedy do niego niedźwiadek i podał swój duży, słodki, czerwony lizak. Dyżurny ruchu wzniósł go do góry. Lokomotywa otoczyła się białymi chmurkami pary. Dzieci pojechały na wakacje!
53